Książek Recenzje

Projekt matka, czyli prawdziwy hardcore przychodzi ukradkiem – o macierzyństwie wg Małgorzaty Łukowiak

Kiedyś już słyszałam o autorce bloga zimnoblog.blogspot.com i jej książce… Nawet w jakieś sprawie odezwałam się do niej i powiało chłodem 😉 Taki mały żarcik. Po prostu kobieta asertywna.

Chodziła za mną jej książka, bo kto, jak kto… ale z wszelkimi publikacjami na temat macierzyństwa staram się być na bieżąco. Wolę przeczytać i mieć własne zdanie. Poza tym dzięki czytaniu zwierzeń kobiet – matek mogę poznać ich punkt widzenia. Na co dzień pracuję z debiutującymi mamami. Każda z nich jest inna. U Każdej macierzyństwo pojawiło się w zupełnie innym momencie życia. U jednych był to bardzo wyczekiwany stan… U innych wpadka… Tak, tak.. Życie pisze własne scenariusze…

Zaś książkę podsunęła mi znajoma, która dzieci nie ma. 😉

Autorka książki, zaczęła swoje zwierzenia od chwili, gdy z jej mężem Ludwikiem (bardzo polubiłam to imię w trakcie czytania książki) – postanowili postarać się o potomstwo. Jak to bywa gdy trochę lat jest na liczniku, sprawa okazała się trudniejsza na początku… Musieli poszukać rady u lekarzy, Ona rozpoczęła kurację hormonalną i zaszła w upragnioną ciążę. Tak rozpoczyna się rozwój Nowego Człowieka (każdy potomek ma swoją ksywkę). Kolejne dzieci pojawiały się w zasadzie wtedy, gdy tylko o nich pomyślała… Że mogłyby być… Jak moja koleżanka słusznie zauważyła im dzieci przybywało tym z opowieści autorki  coraz bardziej wypadał jej mąż Ludwik…

Jako para są trochę żonglerami codzienności, przewożą swoje dzieci z punktu A do B, zahaczając czasem o punkty C i D. Bo przecież w dzisiejszych czasach potomkowie mają zajęcia dodatkowe. Ona odchowa jedno dziecko i zaraz przychodzi kolej na następne i tak ich życie się kręci.

Są chronicznie zmęczeni, ale szczęśliwi. Dzieci jak to dzieci są dynamiczne, dużo mają do powiedzenia, często trzeba rozstrzygać racje… między nimi itd.…

Żeby lepiej zrozumieć poniższy cytat – Autorka o swoim pierworodnym mówi Nowy Człowiek, druga jest córa Erna, a trzeci syn Silny)

O macierzyństwie pisze…

“Prawdopodobnie jest tak, nie robiłam co prawda badań historycznych, ale zakładam, że to jak najbardziej możliwe, więc być może onegdaj dzieci się po prostu miało (albo się ich nie miało) i tyle, bez cywilizacyjnej otoczki wyborów i lęków. Po pierwsze – pewnie dlatego, że przemysł antykoncepcyjny nie istniał. Po drugie – w wielopokoleniowych rodzinach dzieci były immanentną i bezdyskusyjną częścią świata. Tak jak starcy, jak chorzy, jak młodzieńcy, jak okaleczeni, jak kobiety w ciąży, tę listę różnorodności można ciągnąć bez kresu. Mam głęboko ugruntowane wyobrażenie, że w rodzinie z czasów sprzed tabletki antykoncepcyjnej dziecko było naturalną częścią tła, ustaloną rzeczywistością. Tymczasem ostatnim PRAWDZIWYM DZIECKIEM, które widziałam z bliska, była moja młodsza o kilka lat siostra. Pamiętam szpital miejski z końca lat siedemdziesiątych, ponury, szary budynek z wielkiej płyty, wyrosły pośrodku niczego (dziś ten sam szpital jest ledwie cieniem owego potężnego obiektu z głębi mojej niepamięci, chociaż nie sądzę, żeby w istocie uległ zmniejszeniu). Korytarz oddziału noworodków miejskiego szpitala przedzielono wówczas szybą, po obu stronach której zamocowano telefony, czarne ebonitowe słuchawki, teraz nasuwające mi proste asocjacje z więzieniem. Pamiętam moją mamę po drugiej stronie szyby ze słuchawką w ręku, pamiętam ciężar słuchawki, którą sama trzymałam, i to, że nic nie było w niej słychać. Pamiętam moją młodszą siostrę zawiniętą w płócienny kaftanik na leżance w wąskiej dyżurce, w której odprawiano opuszczające szpital położnice. Pamiętam naszą podróż powrotną do domu przez bezbarwny styczniowy krajobraz. Siedziałam na tylnym siedzeniu fiata 126p (komu by wtedy przyszło na myśl, żeby wpiąć kilkuletnie dziecko w fotelik?), a obok mnie, zawinięta w szaro-biały koc leżała moja siostra, również bez fotelika. Tylna kanapa tyciego fiata była szeroka jak cały świat, a moja siostra wydawała się przybyszem z obcej planetoidy. Tak więc pierwsze i ostatnie bliskie, codzienne spotkanie z małym dzieckiem miałam w czasach początków podstawówki, a przed kolejnymi ewentualnymi spotkaniami po osiągnięciu dorosłości chroniłam się odpowiednio dobranym zestawem chemii. Przetrawiłam całą tablicę Mendelejewa. Byłam znawczynią skutków ubocznych i parafizjologicznych objawów wszystkich tabletek antykoncepcyjnych dostępnych wówczas na rynku.”

“Mój zegar biologiczny tyka natomiast z wdziękiem bomby zegarowej i nie mogę powstrzymać się od obliczeń, z których mi wynika, że albo teraz, albo będę babcią swoich dzieci.”

(Myślałam, że tylko ja robię takie obliczenia 😉 )

“Gloria! od tygodnia nie karmię. Mam siebie z powrotem dla siebie, a Nowy człowiek tak samo jak dawniej wkręca mi się pod pachę, żeby zasnąć i na całkiem nową modłę wkręca mi się w brzuch, przyczłapawszy rano do dużego łóżka.
Żadnych łez, dramatycznych pożegnań, żadnych nawałów mlecznych, tabletek hormonalnych, odciągania, zero stresu. Odstawianie metodą naturalną, cóż, sama przyjemność.
A nie odczuwasz dojmującego poczucia straty? – pyta z nutką sensacji matka Ludwika.
Po dziewiętnastu miesiącach? – Z emfazą akcentuję DZIEWIĘTNAŚCIE – Nie po DZIEWIĘTNASTU miesiącach nie odczuwam żadnej straty.
Żadne z nas dwojga jej nie odczuwa.”

W przychodni
„Na wadze w przychodni kładzie się pieluchę z tetry, na pielusze ląduje dziecko. Dziecko macha rękami i nogami, jest jak ośmiornica, jak sprawny, wieloramienny głowonóg, kręci głową, wije korpusem, wyświetlacz wagi gaśnie z cichym piskiem. Dziecko trzeba unieść, ponownie ułożyć, dziecko waży pięć dwieście.
Pielucha, którą MATKA PIERWSZEGO DZIECKA wyjmuje z obszernej torby dobranej przy zakupie wózka (do torby przypięto kolorystycznie dopasowany przewijak, torbę wyładowano akcesoriami, jest w niej wybór niemowlęcych ubrań, jednorazowych pieluszek i butelek, nie mogę nie łypać na nią z zazdrości), więc pielucha pierwszy-raz-matki jest bielusieńka, świeżo wyprana, doskonała.
Kiedy przychodzi moja kolej na tetrę, wyciągam z torebki, spomiędzy kosmetyczki, książki i portfela świeżo wyprany, wymięty kawałek tkaniny. Silny leży na wadze, dyryguje niewidzialną orkiestrą, kopie niewidzialne piłki, składa ustaw dziobek i mówi: “Ghryyy!”.”

“Smoczki, łyżeczki Nowego Człowieka, a nawet grzechotki sterylizowałam parą wodną przez ściśle określoną liczbę minut. Później przekładałam świeżo umytymi rękami do czystego pojemnika przeznaczonego wyłącznie dla niemowlęcych akcesoriów i przechowywałam w lodówce. O. Jęczy Silny. Wierci się i kopie. Nie mogę do niego podejść, bo akurat mieszam w garnku. stoję na drabinie/ prowadzę zawodową rozmowę przez telefon. Ale oto z zabawy na dworze wraca Erna. Otrzepała ręce o falbany pomarańczowej sukni, pół piaskownicy wylądowało na podłodze, a Erna w najnaturalniejszym z gestów wpycha drobny palec w szlochające usta Silnego.
No już, już, Pikulu! – mówi.
Silny zasysa i patrzy na Ernę z wdzięcznością.“

Cytaty pochodzą z książki „Projekt matka” Małgorzaty Łukowiak.

Powyższe cytaty są moimi ulubionymi.

Czy polecam książkę?
Jak najbardziej.

Kiedy najlepiej ją przeczytać?
Gdy dzieci są na świecie.

Bądź, gdy koleżanki wokół mają dzieci i chcemy je bardziej zrozumieć. Bądź tak jak ja jesteśmy z nimi blisko związani zawodowo 😉

Wybrane dla Ciebie

2 komentarze

  • Reply
    Metal-Laser
    27-02-2015 at 11:10

    Macierzyństwo to ciężka decyzja. Czasami kobietom wydaje się, że są gotowe na bycie matką, a dopiero później zdają sobie sprawę z trudności i zmiany swojej sytuacji.

  • Reply
    Sandowska Ola
    31-03-2015 at 12:26

    Trzeba pamiętać, że dzieci zmieniają się znacznie szybciej niż rodzice pod każdym względem i na każdym etapie należy inaczej je traktować.

  • Napisz komentarz

    Zapraszam
    na darmowy kurs!

    Jestem położną i kurs stworzyłam z myślą o Tobie, przyszła mamo, żeby być Twoim przewodnikiem po narodzinach, karmieniu piersią i macierzyństwie.

    Kasia Płaza-Piekarzewska — Położna

    P.S. W każdej chwili możesz wypisać się z kursu.