Książek Recenzje

Zamień chemię na jedzenie czyli zacznij zwracać uwagę na to co jesz!

Pewnego wieczoru szczęśliwa, że mam zdrową przekąskę w postaci rodzynek. Zaczęłam czytać ich skład i nie spodobało mi się, że zawierają m.in. olej palmowy. Niepokój wzbudziło we mnie, że przekąska była konserwowana dwutlenkiem siarki.

Źródło: Instagram Biumi profil położnej Kasi

Źródło: Instagram Biumi profil położnej Kasi

 

Gdy zaczęłam szperać w internecie i dowiedziałam się, że:

dwutlenek siarki – wpływa na zmniejszenie się przyswajalności witamin oraz zmienia zapach,

Spostrzegawczy obserwatorzy na Instagramie zwrócili mi uwagę jeszcze na olej palmowy, który choć brzmi zdrowo wcale taki nie jest.

I tak o to nie dojadłam tej “zdrowej przekąski”…

Jak zaczęła się moja przygoda z poszukiwaniem zdrowego jedzenia?

Zdrową żywnością, koktajlami zainteresowałam się w zeszłym roku. Wtedy zaczęłam czytać skład tego co jem… I jeśli już mam OCHOTĘ na coś bardzo niezdrowego, to jem to ze świadomością, że to nie jest nic wartościowego. Z początku zaczęłam zamiast batonika kupować jabłko. Zamiast chipsów orzechy itd. Zauważyłam, że im więcej jem zdrowych przekąsek, to z czasem ochota na coś niezdrowego mija.

Źródło: Instagram Biumi profil położnej Kasi

Źródło: Instagram Biumi profil położnej Kasi

 

Co spowodowało, że sięgnęłam po “Zamień chemię na jedzenie”?

Po odkryciu składu rodzynek przypomniałam sobie, że mam na kindlu ebook’a “Zamień chemię na jedzenie” Julity Bator. Już po chwili rozpoczęłam lekturę. Autorka najpierw zdradza dlaczego sama zaczęła się interesować zdrową żywnością. Otóż ma trójkę dzieci, które często chorowały. Nie tak, że raz na jakiś czas. Tylko w ich domu choroby zdarzały się zbyt często. Pewnego roku wyjechali na wakacje na Kretę i choć w domu były zasady by nie jeść wszystkiego, to tam pozwolili sobie na odejście od tej zasady. Pani Julita była przekonana, że jej dzieci po tak swobodnym jadłospisie będą chore. Była mocno zszokowana, że choć cała rodzina jadła wszystko to po powrocie czuli się wyśmienicie. Zaś wypatrywane choroby po urlopie się nie pojawiły.

Zaczęła się zastanawiać dlaczego tak się dzieje. Okazało się, że Kreteńczycy odżywiają się bardzo zdrowo czyli obowiązuje dieta śródziemnomorska pełna lokalnych warzyw i owoców, ryb i oliw. W skrócie jedzą nie przetworzone rzeczy, to odkrycie zainspirowało Julitę do czytania etykiet produktów dostępnych w sklepach. Rozpoczęła poszukiwania nie przetworzonej żywności czyli ekologicznej w swojej okolicy.

Źródło: Instagram Biumi profil położnej Kasi

Źródło: Instagram Biumi profil położnej Kasi

 

Czytając etykiety na produktach w sklepie zobaczyła, że wszystkie większej bądź mniejszej ilości zawierają jakieś dodatki. Oczywiście jedzenie dostępne w sklepie musiało przejść kontrole i zawierać dopuszczone ilości danych “dodatków”, żebyśmy mogli je kupić. Tylko jemy różne rzeczy. Gdy kumulujemy różne substancje w organizmie to ciężko powiedzieć czy dawka jest dopuszczalna. To oczywiście troszkę przerysowanie rzeczywistości. Tylko jeśli weźmiemy pod uwagę, że ktoś by notorycznie odżywiał się w restauracjach typu fast food to na pewno jemu to nie posłuży.

Zresztą na ten temat był opublikowany ciekawy eksperyment “Super Size Me” mężczyzna przez miesiąc odżywiał się w McDonald’s i był pod czujną kontrolą lekarza.

Julita w swojej książce mówi o swoich odkryciach. Zmianie nawyków i sposobu odżywiania u całej rodziny. Opisuje też jak przemycić “niechciane” składniki przez dzieci. Jak od czasu do czasu zrobić niezbyt zdrową przekąskę, ale w wersji zdrowszej. Dzieli się przepisami na zsiadłe mleko czy zakwas do chleba. W recenzjach, które czytałam o tej książce pojawia się dużo zastrzeżeń, że to nie życiowe. Opisany proces przez Julitę trwał około 4 lata. To nie była rewolucja z dnia na dzień. Dlatego myślę, że zmieniając nawyki żywieniowe nagle odkrywamy jak szybko i łatwo jest przyrządzić zdrową sałatkę, zrobić szybko zdrowy sok bądź upiec chleb na zakwasie. Z czasem nabieramy wprawy i naturalnie podnosimy sobie poprzeczkę. Zresztą autorka zdradza patenty jak zdobywa prawdziwe mleko i mówi dlaczego to sklepowe UHT nam szkodzi… Nie jest dietetykiem, więc niektórzy podchodzą bardzo ostrożnie do tej książki. Tylko, że autorka od początku mówi, że jest mamą poszukującą zdrowej żywności i dzieli się swoim doświadczeniem. Zaś w podziękowaniu odkryjemy, że prosiła o porady osób, które są wykształcone w danym kierunku. Dla mnie podniosło, to wiarygodność tej książki.

Interesująco autorka wypowiada się o mleku, przeczytajcie:

“Procesy pasteryzacji, homogenizacji i sterylizacji błyskawicznej (UHT) mają w sobie coś z wojny. W ich wyniku giną zarówno dobrzy, jak i źli.
W przypadku mleka są to zarówno dobroczynne, jak i potencjalnie chorobotwórcze bakterie, a także część witamin, soli mineralnych i enzymów. Podczas wymienionych procesów struktura białka ulega zmianie, w wyniku czego mleko i jego przetwory są trudniej przyswajalne przez człowieka i zamiast pomagać – mogą mu szkodzić.
Procesem najbardziej zbliżonym do naturalnego jest pasteryzacja, czyli podgrzanie mleka.
Dzięki rozwojowi techniki od jakiegoś czasu możemy także kupić mleko poddane dodatkowo – oprócz procesu pasteryzacji – procesowi mikrofiltracji (nieszkodliwemu).
Procesami nieco bardziej ingerującymi w strukturę mleka są procesy sterylizacji błyskawicznej (UHT) oraz proces homogenizacji. Mleko UHT ma niemalże nieskończenie długi termin przydatności do spożycia, co jest sprzeczne z naturą. Czy w takim razie mleko UHT jest w ogóle nieprzydatne? Otóż sprawdzi się świetnie do usuwania z odzieży plam ze świeżych owoców. (Podobnie zresztą jak mleko mniej przetworzone, ale to lepiej jest po prostu spożyć). (…)
Znane nam z dawnych czasów mleko w woreczku z bardzo krótkim terminem przydatności do spożycia (3-5 dni) jest poddane jedynie procesowi pasteryzacji. Szkopułem jest jednak ów woreczek (plastikowy), którego miło byłoby uniknąć. ”

Bardzo chciałam się z Wami podzielić fragmentem o mleku modyfikowanym:

“Zdarzają się sytuacje, kiedy kobieta nie może karmić dziecka piersią. Wówczas nie ma wyjścia i należy sięgnąć po mleko modyfikowane. Jednakże z moich obserwacji znajomych i z własnego doświadczenia wynika, że czasami chyba zbyt łatwo rezygnuje się z naturalnego karmienia na rzecz sztucznych mieszanek, nie zdając sobie sprawy, że “prawie” robi wielką różnicę.”

Poniżej autorka wylicza mnóstwo dodatkowych substancji, które można spotkać w mleku modyfikowanym. Dodaje, że:

“mleko modyfikowane zawiera także syntetyczne witaminy i minerały.”

W podsumowaniu rozdziału znajdziemy poradę Julity Bator:

“mleko modyfikowane podawajmy niemowlętom nie jako łatwo dostępną alternatywę dla mleka matki, lecz jedynie w ostateczności”

Mam nadzieję, że powyższe cytaty zachęcą do sięgnięcia po lekturę jaką jest “Zamień chemię na jedzenie”.

Choć zdania na temat książki są podzielone i najbardziej kontrowersyjną recenzję książki przeczytałam na lunchblog.pl mimo to gorąco polecam Wam przeczytać.

Dlaczego warto sięgnąć po książkę “Zamień chemię na jedzenie” Julity Bator?

Inspiruje do poszukiwań zdrowych rozwiązań, nie chodzi o to by teraz robić wszystko od A do Z jak autorka. Tylko wybrać, to co nam odpowiada. Dostosować do swojej rzeczywistości. Nauczyć się wybierać zdrowsze rzeczy.

Czytaliście? Co o niej sądzicie? Co polecacie w podobnej tematyce?

Wybrane dla Ciebie

1 Komentarz

  • Reply
    Jot Paw
    13-11-2015 at 21:42

    Jeszcze przed ciążą interesowały mnie etykiety tego, co styka się z moim ciałem, a wszytko zaczęło się od poznawania składów kosmetyków do włosów. Pomysł na zastępowanie tego, co gotowe w sklepie tym, co możemy zrobić same nie jest nowy i niestety nadal zdaniem specjalistów niebezpieczny. Jak choćby porady doktora google. Jednak gdyby nie ten doktor, wiele z nas nie wiedziałaby nawet o co pytać.

    Dobrze więc, że są takie książki.

    Tak samo jak jest metoda BLW i odważne/odważni, którzy chcieli ją stosować jeszcze wtedy, gdy była wbrew schematowi żywienia. Sama w ten sposób wprowadzałam dziecko w ciekawy i kolorowy świat jedzenia.

    Mimo ogólnej radości z istnienia opisywanej książki muszę wyrazić swój sprzeciw. Rozumiem, że promocja karmienia piersią jest tutaj normą i to akceptuję oraz popieram. Przykro mi jednak, że podkreślane są tylko te fragmenty książki, które wyraźnie podkreślają różnice. Cóż, nie mogłam karmić piersią dziecka tak długo jak chciałam. Nie miałam zbyt wielkiej pomocy, a raczej konieczność poradzenia sobie ze wszystkim. Do tego zapalenie piersi z wysoka gorączką.

    Przykro jest czytać, że ” czasami chyba zbyt łatwo rezygnuje się z naturalnego karmienia na rzecz sztucznych mieszanek, nie zdając sobie sprawy, że “prawie” robi wielką różnicę.” Z moich doświadczeń i obserwacji wynika, że podjęcie tej decyzji nie przychodzi łatwo. Że walczy się z laktatorem i próbuje. Wbrew wszystkiemu, nawet niebezpiecznej gorączce, która niemal spowodowała, że upuściłabym dziecko.

    Czasem jednak nie można i pragnęłabym, by to środowisko, które przyczyniło się do popularności karmienia piersią, przyczyniło się też do tego, by matka nie czuła się winna i nie miała latami wyrzutów sumienia, że jej się nie udało.
    Karmienie piersią to nie jest łatwa sprawa. W wielu przypadkach wymaga sporej pomocy. Dobrze by było, by każda mama i kobieta miała tego świadomość. Zanim skrytykuje inną, która jest zmuszona sięgnąć po mleko modyfikowane.

  • Napisz komentarz

    Zapraszam
    na darmowy kurs!

    Jestem położną i kurs stworzyłam z myślą o Tobie, przyszła mamo, żeby być Twoim przewodnikiem po narodzinach, karmieniu piersią i macierzyństwie.

    Kasia Płaza-Piekarzewska — Położna

    P.S. W każdej chwili możesz wypisać się z kursu.