Macierzyństwo Po porodzie

Depresja poporodowa – przejmująca historia czytelniczki

Tak jak depresja mylona jest z obniżonym nastrojem, tak depresja poporodowa mylona jest z baby blues – naturalnymi wahaniami humoru wynikającymi z huśtawki hormonalnej. Powoduje cierpienie i może doprowadzić do tragedii…  Poznaj historię młodej mamy, której depresja odebrała radość z macierzyństwa.

Depresja jest bardzo trudnym tematem. Myślę, że w wyidealizowanym świecie Instagrama sytuacja młodych mam jest jeszcze trudniejsza. Ciężko jest im sprostać wzorcom z internetu. Są kobiety, które na Instagramie relacjonują swój poród, a potem publikują zdjęcia wyczekiwanych dzieci w nieskazitelnych ubrankach, w specjalnie na tę okazję wybranych rożkach, kocykach… Zaś same kobiety „świeżo upieczone mamy” są często pięknie umalowane w bardzo ładnych kreacjach. Widząc takie piękne zdjęcie zaczynamy dopisywać historie cudownego, wręcz cukierkowego macierzyństwa. Wyobrażamy sobie jak to dziecko tej kobiety pięknie śpi, nigdy nie płacze, a ona jest wyspana i ma czas dla siebie…

Depresja po porodowa – fotografia DARIA NEPRIAKHINA

Zapominamy, że zdjęcie jest uchwyceniem chwili. Jednej sekundy z dnia. Często starannie zainscenizowanej i obrobionej graficznie, nim zdjęcie zostało wstawione na profil. Oczywiście, ten serwis społecznościowy powstał po to by dzielić się ładnymi zdjęciami i wchodzimy na niego by oglądać piękne zdjęcia. Piszę o tym, bo mam wrażenie, że zapominamy, że zdjęcie to tylko fragment. Maleńki wycinek rzeczywistości. To zaproszenie do świata, który nadawca chce byśmy zobaczyli; np. uczucia tej ogromnej radości, spokoju czy błogości… Co nie znaczy, że trwają one z taką samą intensywnością przez cały dzień!

Jeśli chodzi o rzeczy to nie mam nic przeciwko otaczaniu się pięknymi przedmiotami, sama starannie wybierałam je dla córy. Cieszyły moje oko. W końcu przez pewien czas okazało się, że mój świat zawęził się do mojego dziecka i mnie. Jednak piszę o ładnych rzeczach, aby zwrócić uwagę na to, że dzięki nim jeszcze łatwiej zatracić się w myśleniu, że ktoś ma łatwiej, ładniej i bez zmartwień.

 

Nim przejdę do właściwej historii mojej czytelniczki chciałam Wam opowiedzieć o mnie i mojej córeczce. Czekałam na nią tyle czasu, że byłam w nią wpatrzona jak w obrazek i świata poza nią nie widziałam. Zaraz!!! Oczywiście oprócz mojej córy istniał jej tata, a mój mąż. Byli dziadkowie, rodzina i znajomi. Jednak mój świat w pierwszych tygodniach ograniczył się wyłącznie do potrzeb córy. Byłam na jej skinienie. Spanikowana czy będę miała wystarczającą ilość pokarmu? I czemu karmienie piersią tak boli?! Zachodziłam w głowę, bo moja córa jadła wzorowo, a ból doskwierał. O bolesnych brodawkach więcej napisałam tutaj.

 

Jakiś czas po jej narodzinach przyszedł ten dzień… płakałam i płakałam jakby ktoś mnie w środku rozszarpał. Mała uwaga, wątpliwość, a ja w płacz. Na szczęście to minęło stosunkowo szybko. Był to klasyczny baby blues. Tylko, że po stanie euforii, radości i adrenaliny, doświadczenie tak NIEWYOBRAŻALNEGO smutku było dla mnie czymś niezwykłym i bolesnym.

 

Byłam położną, wiedziałam więc co mnie czeka. A jednak rzeczywistość mnie zaskoczyła! Nie da się wszystkiego przewidzieć.

 

Dziś za pozwoleniem mojej czytelniczki publikuje Wam jej historie. Płakałam, gdy ją czytałam… Jej opowieść pokazuje, że czasem spotkanie rzeczywistości z naszymi oczekiwaniami jest bolesnym zaskoczeniem. Zaś bez pomocy osób trzecich i bez ich czujności może to być prosta droga do najgorszego… Dlatego tak ważne jest wychwycenie tej cienkiej granicy kiedy kończy się baby blues, a zaczyna depresja poporodowa. W depresji poporodowej najgorsze jest to, że smutek może się pogłębiać, dojść do apatii, a w najgorszym scenariuszu może doprowadzić do samobójstwa…

 

To temat bardzo poważny i bywa, że stanowi temat tabu. Sama poznałam kobiety, które przeszły depresje w ciąży bądź po porodzie. Wśród nich są kobiety, o których w życiu byście nie powiedziały, że chorują – uśmiechnięte, nawet radosne, zadbane i pełne pomysłów. Lecz mają też okresy, kiedy zamykają się w sobie i nie ma ich dla nikogo ze świata zewnętrznego, także dla Dziecka… 🙁

 

Niektórym z nich pomogło dopiero leczenie farmakologiczne. Pamiętajcie, że nawet przy karmieniu piersią psychiatra może dobrać Wam odpowiednie leczenie.

 

Zrobiłam bardzo długi wstęp, a teraz zapraszam Cię do przeczytania listu mojej czytelniczki.

 

Historia młodej mamy zmagającej się z depresją poporodową

 

Zaczynając od początku (choć pamiętam to wszystko jak przez mgłę) – po porodzie mój synek był ze mną kilka chwil, ale naprawdę najcudowniejszych pod słońcem, tak, że mam łzy w oczach, kiedy to piszę. Musiał dostać antybiotyk ze względu na długi poród i drobne komplikacje.

To nic. Po kilku godzinach znów byliśmy razem. Położna pomogła mi przystawić synka do piersi. Chyba się udało. Trochę bolało, ale to naprawdę nie miało znaczenia. Karmiłam własne dziecko. Kosmos.

Było pięknie do trzeciej doby, kiedy podczas obchodu pediatrycznego usłyszałam: „za dużo stracił, musimy go dokarmić”. Ale jak to? Dokarmić? Moje dziecko? Nie. Przecież miałam karmić piersią. Wyłącznie piersią przez pierwsze 6 miesięcy. Czytałam o tym setki razy, kiedy jeszcze byłam w ciąży. Łzy ciekły mi strumieniami. To chyba było poczucie porażki. I bezsilność. Może mogłam odmówić. Nie wiem już teraz. To chyba właśnie wtedy moje samopoczucie znacznie się pogorszyło. Dokarmiałam syna, odciągałam pokarm, karmiłam piersią. I tak przez równy miesiąc od porodu. Miałam wrażenie, że całe moje życie kręci się wokół tego karmienia, dokarmiania, odciągania mleka… Nie chciałam tego robić. Czułam wewnętrzny sprzeciw. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam chyba wtedy też siebie. A w pewnym momencie również mojego dziecka… Chciałam zniknąć. Po prostu. Wyjść z domu i nie wrócić. Nikt nie chciał mi w to uwierzyć. Z każdej strony słyszałam, że to baby blues, że minie. Albo że powinnam się wziąć w garść. Nie umiałam. Czułam, że to nie jest baby blues. Nie było już lepszych momentów. Było tylko gorzej.

Kiedy odwiedziła nas doradczyni laktacyjna, byłam tak zmęczona, że zasypiałam na stojąco. Miałam dość starania się o wyłączne karmienie piersią. A jednocześnie nie chciałam podawać sztucznego mleka. Miałam dość laktatora. Budziłam się w środku nocy i czułam, że ja już nie chcę tego całego karmienia piersią. Czułam też, że nie chcę dziecka. Mam dość mojego życia. Że chcę zniknąć. Po prostu. Nawet miałam plan. Tylko jakoś nie umiałam go wcielić w życie.

Ja, dotąd zorganizowana, działająca z planem, no po prostu taka, której udaje się wszystko, do czego się nie dotknie, nagle mam problem z ugotowaniem obiadu, umyciem się, a nawet zrobieniem herbaty. To wszystko mnie przerosło. I kiedy już mój mąż i osoby z bliskiego otoczenia poczuły, że nie żartuję, że nie wyolbrzymiam, że naprawdę mam ochotę zrobić sobie krzywdę, trafiłam do psychiatry. Po drodze był jeszcze psycholog, ale przed nim chyba trochę udawałam, że to baby blues, nie odkryłam się całkowicie. Przed psychiatrą mi się to udało. To było już apogeum. Taki stan, że byłam po prostu jak zombie. Ledwo sklejałam słowa w zdania. Byłam już chyba totalnie wyzuta z emocji. Diagnoza – depresja poporodowa. Tak czułam. Choć jeszcze ciągle wydawało mi się, że TO dotyka tylko kobiet, które dziecka nie chciały, a nie takich, jak ja. Tak bardzo się wtedy myliłam.

Dostałam receptę na lek, bezpieczny podczas karmienia piersią. Zastanawiałam się, czy powinnam go brać. Ale chyba nie było już wyjścia. Mój stan się poprawiał. Trafiłam również na psychoterapię. Chciałam dowiedzieć się, jaka była przyczyna mojego stanu, pracować nad sobą.

Piszę to wszystko po to, żeby uświadomić, że depresja się po prostu zdarza, wcale nie tak rzadko i wcale nie takim osobom, o których stereotypowo się myśli. Ta choroba dotyka takich jak ja – perfekcjonistek, z planem na wszystko, niedopuszczających myśli, że coś może pójść nie tak. Depresja dotyka też tych, którzy mają po prostu biologiczną skłonność ku temu.

Mnie ta świadomość pomogła. Dzięki niej wyrwałam się z błędnego koła obwiniania się o zaistniałą sytuację. Teraz, kiedy dzięki terapii, potrafię przeżywać w pełni moje macierzyństwo, mogę powiedzieć, że ta choroba też była po coś, choć nikomu nie życzę takiego piekła. Była po to, żeby się zatrzymać, dać szansę bliskim mi osobom, by się mną zaopiekowały, by pozwolić sobie pomóc. Pozwolić sobie też na słabość, gorsze chwile. Mamy do nich prawo!

Czuję jeszcze żal. Bo mój syn nie miał mnie w pełni w pierwszych tygodniach swojego życia. Ale może dzięki temu, dzięki tej całej historii, ma mnie w pełni teraz – nieidealną, ale obecną, szczęśliwą i spełnioną mamę.

Jestem przekonana, że opisana historia może być bliska kobietom po narodzinach dziecka.

Depresja po porodowa – fotografia DARIA NEPRIAKHINA

 

Co powinno zaalarmować? Objawy i symptomy depresji

  • smutek
  • przygnębienie
  • bycie nieszczęśliwą
  • komunikowanie – jestem złą matką
  • niska samoocena
  • nadmierne jedzenie albo unikanie posiłków (utrata apetytu)
  • trudności ze snem
  • lęk przed zostaniem sam na sam z dzieckiem
  • poczucie winy
  • płaczliwość
  • zmienne nastroje
  • obsesyjne myśli o braku kompetencji do bycia dobrą mamą (skupianie się na braku doświadczenia)
  • utrata zainteresowania relacją intymną
  • poczucie osamotnienia
  • trudności z okazywaniem uczuć
  • zgłaszanie objawów somatycznych np. częste migreny, kołatanie serca
  • nie chęć do opiekowania się dzieckiem
  • rozważanie samobójstwa
  • brak kontroli nad czasem
  • zaniedbanie siebie np. nie dbanie o higienę
  • brak siły
  • trudności bądź nie możność podjęcia decyzji

 

Kiedyś otrzymałam od serwisu IsThis.org poradniki o depresji. Tutaj są dostępne.

 

Gdzie szukać pomocy gdy podejrzewamy depresję poporodową?

  • Najlepiej u sprawdzonych psychiatrów, którzy leczą kobiety w ciąży, kobiety – matki.
  • Są też takie miejsce, do których można zadzwonić:
  • Poradnia Zdrowia Psychicznego
  • Ośrodki Interwencji Kryzysowej
  • Fundacja Rodzić po Ludzku
  • Fundacja Daje Siłę Dzieciom

 

Pamiętajcie, że depresja nie minie sama. Wymaga leczenia. Mam nadzieję, że zapamiętacie Baby  blues – smutki matki – są stanem naturalnym. Nasz organizm przeżywa burzę hormonów i tak reaguje na nową sytuację. Natomiast Depresja poporodowa jest STANEM, który powinien bliskich ZAALARMOWAĆ do podjęcia działania.


Być może są wśród Was kobiety, które doświadczyły depresji po porodowej. Podzielcie się swoją historią, napiszcie ile trwała depresja i co Wam pomogło? Być może Wasze doświadczenia pomogą innym dostrzec problem ich, lub ich bliskich i będą wskazówką by szukać pomocy.

Wybrane dla Ciebie

2 komentarze

  • Reply
    Mama Agatki
    09-07-2018 at 21:40

    Wiem co to jest. Chorowałam na nią 6 lat przed ciążą i nadal choruję. I niestety reemisja nie nastąpiła w ciąży, po porodzie, ale… rok po urodzeniu dziecka. I jak dotąd jest to mój najcięższy powrót depresji. Nie do wyjścia. Nikomu tego nie życzę.

    • Reply
      Położna Kasia
      09-07-2018 at 22:48

      Mama Agatki bardzo mi przykro. Myślę, że bardzo cenne jest to, że jesteś świadoma choroby. Mam nadzieję, że jesteś pod dobrą opieką specjalistyczną i pomogą Ci wyjść z depresji. Nie wiem czy znasz książkę wywiad z Danutą Stenką „Filtrując z życiem” gorąco Ci polecam przeczytać: https://blog.zapytajpolozna.pl/FlirtującZżyciem

    Skomentuj Mama Agatki Anuluj

    Zapraszam
    na darmowy kurs!

    Jestem położną i kurs stworzyłam z myślą o Tobie, przyszła mamo, żeby być Twoim przewodnikiem po narodzinach, karmieniu piersią i macierzyństwie.

    Kasia Płaza-Piekarzewska — Położna

    P.S. W każdej chwili możesz wypisać się z kursu.