Dziś przedstawię Wam zapiski mojej koleżanki (też położnej a w dodatku babci bliźniąt). To historia, która pokazuje jak laktator bywa pomocny! Zachęcam do refleksji i dzielenia się swoim doświadczeniem w komentarzach.
Poznajcie historię bliźniąt…
Bliźnięta to podwójne szczęście, ale i zwielokrotniony trud i, żeby się móc tym podwójnym szczęściem cieszyć trzeba się naprawdę bardzo, ale to bardzo dobrze zorganizować. Jest kilka sprzętów, które taką organizację ułatwiają, ale na czoło wysuwa się laktator! Zwłaszcza mamie bliźniąt może przyjść z pomocą już w szpitalu. Potwierdzeniem tych słów może być historia moich wnucząt.
Matylda i Ignaś przyszli na świat w upalnym sierpniowy dzień. Troszkę wcześniej niż planowano jak to z bliźniętami bywa. Konieczne było cięcie cesarskie. Zadbałam o to, żeby najszybciej jak to możliwe maluchy przytuliły się do mamy i mogły ssać. Maleńka Matylda poradziła sobie z tym świetnie. Ssała chętnie i z zapałem. Niestety cenne z wielu powodów kropelki siary nie zaspokoiły jej energetycznych potrzeb i musiała być dokarmiona. Ale to nic, trudno ,takiej sytuacji nie trzeba się bać. Najważniejsze, że pierś dostała sygnał, że jest już bardzo potrzebna, że czas ruszyć pełną parą.
Większy, silniejszy, ale i mniej temperamenty Ignaś na początku nie był tak chętny do ssania jak siostra. Typ śpiocha i leniuszka.
Wiedziałam, że z godziny na godzinę potrzeby dzieci będą się zmieniać i, że warto zaprząc do pomocy laktator (dobry laktator świetnie stymuluje laktację, uzupełnia a czasem zastępuje pracę pyszczków dzieci). To był doskonały pomysł. Laktacja wystartowała. Dzieci pięknie ssały, laktator pomagał i maluchy nie tracąc zbyt wiele z urodzeniowej masy ciała po 3 dniach wyszły do domu. W miarę sprawnie całą trójka przebrnęła przez chwilowy nawał pokarmu. Tu też pomoc laktatora okazała się nieoceniona. Maluchy rosły jak drożdżowe bułeczki. I ta sielanka mogłaby pewnie trwać dłużej gdyby nie to, że życie lubi pisać atrakcyjniejsze scenariusze. W drugim miesiącu życia dzieci okazało się, że Ignaś najprawdopodobniej będzie hospitalizowany. Tę decyzję poprzedziły konsultacje u różnych lekarzy, a tym samym wędrówki po mieście i wielogodzinne wysiadywanie przed gabinetami. Bez zapasu mleka w lodówce mała Matylda musiałby już w drugim miesiącu życia pożegnać się z mlekiem mamy. Na szczęście mieliśmy laktator.
Jak laktator uratował mamę bliźniąt?
Żeby jednak nie było zbyt łatwo na trzy dni przed planowaną hospitalizacją współpracy odmówiła lodówka. Cały mozolnie gromadzony zapas mleka wylądował w zlewie. Laktator pracował pełną parą. To wcale nie jest łatwe – wykarmić dwoje dzieci i jeszcze odciągnąć pokarm na zapas. Bez laktatora jest to wręcz niemożliwe. Udałoby się pewnie zgromadzić kilka porcji gdyby nie dramatyczny rozwój wypadków.
Gdy mama jedzie z jednym dzieckiem do szpitala, a drugie zostaje w domu…
W nocy na dobę przed planowaną przeprowadzką do szpitala odebrałam telefon od córki. Ignaś okropnie krzyczał, nie uspokajał się przy piersi, nie chciał jeść, wysoko za gorączkował. Tata bliźniaków daleko, w delegacji, ma wrócić dopiero następnego dnia. Nerwy, strach, bezradność i łzy. I szalona akcja w piżamach. Dziadek i mama plus Ignaś do szpitala, ja do Matyldy. Zaskoczeni przebiegiem zdarzeń, zupełnie na to nie przygotowani, nie spakowani. Laktator został w domu. Mama i Ignaś utknęli w izbie przyjęć na blisko 6 godzin a potem trafili na oddział. I już wiadomo było, że zostaną tam na długo. Brawurowa jazda po laktator przez pół miasta. Ale zmęczenie i stres to zablokowany wypływ mleka. Bez laktatora nie udałoby się wybrnąć z tej sytuacji. Piersi raz robiły się twarde jak kamień by za chwilę przypominać puste woreczki. Ledwo zaspokajały potrzeby Ignasia. A w domu została przecież głodna Matylda! Napięcie i żal. Do wszystkich kłopotów, które spadały jak grad na głowę jeszcze i ten. Koniec karmienia piersią? Byłam bliska podsunięcia córce puszki sztucznego mleka. Przepraszam cię córeczko! Nie wiem skąd czerpałaś siłę, ale nie poddałaś się i jestem z Ciebie taka dumna!!!! Kilka dni organizacyjnego horroru, logistyka wymagała niezłej gimnastyki.
Wreszcie doszliśmy do wprawy i udawało mi się raz na dobę dowieźć Matyldę do mamy tak, żeby mogły się przytulić i nakarmić. (chwała lekarzowi, który umożliwił te schadzki w pokoiku socjalnym). Dowożenie Matyldy polegało na tym, że… ona jechała w wózku, a ja… szłam pieszo . Nie mam samochodu. Autobus dojeżdżający do szpitala zatrzymuje się pod Trasą Łazienkowską. Królestwo i ręka królewny dla tego kto wtaszczy na Trasę Łazienkowska bliźniaczy wózek! Wahadłowo kursowaliśmy pomiędzy szpitalem i domami. Ktoś dowoził pojemniki na mleko, ktoś mleko zabierał, ktoś wspierał mamę na miejscu ,żeby mogła umyć się i zjeść coś ciepłego. Szaleństwo. Jak nam się udało przetrwać to wszystko to do dziś nie wiem. Ale co nas nie zabije to nas wzmocni prawda? Te przykre doświadczenia przydały się wkrótce kiedy nadszedł dzień wcześniej odroczonej hospitalizacji w oddziale tym razem chirurgii. Ignaś miał przejść drobny zabieg i zgodnie z planem spędzić w szpitalu najwyżej dwa dni. Pojawiły się komplikacje i wszystko się przeciągnęło. I znów szaleństwo logistyczne. I laktator pracujący pełną parą. Nieoceniony, niezastąpiony, genialnie spełniający swoje zadanie! Niestety eksploatowany tak bardzo ,że zaczął szwankować. Bardzo hałasował a to przeszkadzało mamom innych dzieci i nie ściągał mleka tak sprawnie jak tego oczekiwaliśmy. No, ale był i działał. I przydał się naprawdę bardzo!
Dziś maluchy mają już 4,5 miesiąca. Przed Ignasiem kolejny diagnostyczny pobyt w szpitalu. Ale tym razem jesteśmy spokojniejsi. Dzięki cudownemu zbiegowi okoliczności a przede wszystkim dzięki DOBRYM ludziom (Kasiu, Panie Tomaszu- będę Was wielbić po grób!) w domu jest nowiuteńki laktator firmy Medela. Genialny! Dwufazowy! Idealny dla mamy bliźniąt bo umożliwiający odciąganie pokarmu z obu piersi jednocześnie,w dodatku bez użycia rąk! W zestawie jest specjalny stanik! No cud, miód i orzeszki!!! 🙂 Pracuje tak sprawnie i cichuteńko! Rewelacja!!! Teraz już wszystko będzie dobrze. Wiem to na pewno.
3 komentarze
Gosia
07-01-2014 at 19:07Co za niesamowita historia!!! Jestem pełna podziwu dla takich rodzin, pełnych zapału i niekończącej sie nadziei na lepsze jutro 🙂 bravo dla mamy i osob, które jej codziennie pomagały i pomagają przetrwać w ciężkich chwilach. Pomoc bliskich jest bezcenna!
Kasia
07-01-2014 at 19:46Świetnie napisane:) Gratuluje samozaparcia, mi też laktator Medela Swing bardzo pomogł w rozkręceniu laktacji i karmieniu synka.
Marta
09-01-2014 at 07:15podziwiam Mamę 🙂
sama ma 3 miesięczną Córeczkę, Ja ściągam pokarm i daje w butelce (najpierw ze strachu że córcia się nie najada a teraz z „konieczności” ponieważ pierś jej „nie odpowiada” 🙂
Pozdrawiam Gorąco