Wpis na blogu zrealizowany wspólnie z Anią z Anielno.pl został przyjęty z ogromnym odzewem. Obie otrzymałyśmy mnóstwo pozytywnych maili i komentarzy. Dlatego pomyślałam o cyklu rozmów z Anią o niepłodności. Wpisy planuję publikować w poniedziałki. Poprzednia rozmowa dotyczyła momentu przełomowego kiedy to kobieta czuje instynkt macierzyński i rozpoczyna starania o dziecko. Zauważa niestety, że coś jest nie tak i zaczyna szukać przyczyny. Dlatego rozmowy dotyczą niepłodności. Mają na celu pomóc osobą, które długo się starają. Z Anią zdajemy sobie sprawę, że niepłodność dla pary, to niełatwa wręcz wyboista droga. Z momentami uniesienia, i głębokiego smutku. Żeby oswoić Was z tematem zgłębimy kolejne zagadnienie, tym razem jak przygotować się do pierwszej wizyty w sprawie leczenia niepłodności.
Aniu ostatnio rozmawiałyśmy o magicznym momencie, w którym kobieta pragnie zostać mamą. Interesuje się swoją płodnością, a tabletkom antykoncepcyjnym mówi stanowcze nie. I jednym parom w takich momentach udaje się zajść w ciążę, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a innym nie. Z poprzedniej rozmowy wiemy, że wybrałaś lekarza, który “zjadł zęby” na niepłodności.
Czy na pierwszą wizytę do lekarza udałaś się z mężem? Musiałaś go długo namawiać?
Na pierwszą wizytę udałam się z mężem. Nie rozumiem mężczyzn, których trzeba do tego namawiać, ale wiem, że wielu odczuwa wstyd i dyskomfort przed taką wizytą.
Pamiętasz jak przebiegała pierwsza wizyta i co z niej było dla Ciebie najważniejsze?
Moja pierwsza wizyta trwała 15 minut. Przyszłam z teczką pełną badań i z gotową diagnozą. Tak naprawdę miałam zdiagnozowany przypadek, więc nie było potrzeby maglowania mnie. Lekarz przeprowadził wywiad, zlecił badania, których nam brakowało i przepisał pierwsze leki. Pamiętam, że byłam szczęśliwa, że coś się ruszyło.
Pamiętasz jakie dodatkowe badania zlecił Ci lekarz?
Było to badanie męża, oraz wirusologia. W klinice pozostało mi zrobić HSG.
Co radziłabyś wziąć na pierwszą wizytę?
Wszystko zależy od schorzenia z jakim się borykamy. Ja wzięłam ze sobą wszystkie wyniki hormonów w różnych fazach cyklu. Większość badań była niepotrzebna, ale zrobiłam je dla swojego świętego spokoju. Wszystkie badania można zrobić na miejscu w klinice. Wiem również, że niektórzy lekarze analizują wykresy prowadzone przez kobiety.
Wybrałaś placówkę, która jest bardzo oddalona od Twojego miejsca zamieszkania. Jak wspominasz te wyprawy?
Wyprawy pełne nadziei – tak to bym nazwała. W pewnym momencie miałam wrażenie, że klinika stała się moim drugim domem. Wstawanie rano, 5-cio godzinna podróż, żeby na kilka minut zawitać do gabinetu.
Były momenty, że żałowałaś czasu na dojazdy?
Nie było takiego momentu. Starałam wykorzystywać ten czas w pociągu na naukę angielskiego. Nigdy nie przeczytałam tylu książek po angielsku co wtedy. Nie żałuję ani jednej chwili poświęconej staraniom, było warto!
Jakimi kryteriami według Ciebie warto kierować się przy wyborze placówki leczącej niepłodność?
Jeżeli chodzi o wybór placówki, to należy pamiętać, że opinie w internecie, to tylko subiektywne odczucia. Ja gdybym nie zaszła w ciąże, też bym była niezadowolona z ich usług i zapewne nie polecała znajomym tej kliniki. W tym momencie uważam, że wybór padł na najlepszą. Ja klinikę wybierałam po raportach, ale nie pamiętam, czy to były ogólne publikacje, czy publikacje na ich stronach. Należy pamiętać, że klinika, to nie cudowna fabryka, która sprawi, że po miesiącu będziemy w ciąży.
Jakie badanie były dla Ciebie najtrudniejsze?
Najtrudniejsze było oczekiwanie na wyniki beta HCG. Miesiąc w miesiąc, to samo laboratorium, ta sam Pani, która po takim czasie mówiła: „Przykro mi”. To było najgorsze, kiedy cały miesiąc człowiek pracuje, stara się, staje na głowie… niby się nie nastawia, ale jednak, gdzieś tam jest z tyłu głowy jest promyk nadziei. Uczucie niepowodzenia, które rozrywa serce.
Zakładaliście ramy czasowe leczenia?
Jedną z ram czasowych był miesiąc w którym się udało. Chcieliśmy zrobić przerwę od tego wszystkiego, bo mieliśmy już dość. Na pocieszenie zarezerwowaliśmy nawet bilety do Hiszpanii. Gdyby się nie udało zapewne staralibyśmy się dalej, tylko potrzebowaliśmy oddechu, takiego prawdziwego. Chcieliśmy zmienić na chwilę otoczenie.
Czy taką ramą był ew. budżet jaki mogliście na leczenie przeznaczyć?
Nie, budżet nie miał nic z tym wspólnego.
Co dodawało Ci nadziei?
Małe promyki, to historie innych zakończone powodzeniem. Duże promyki, to marzenie zostania mamą.
Jak wspominasz kontakt z lekarzem w trakcie leczenia?
Ja uważam, że wybrałam świetnego specjalistę, który rozwiewał wszystkie moje wątpliwości. Spełnił wszystkie moje oczekiwania. Cierpliwie słuchał, pomagał, tłumaczył. Robił wszystko co można było zrobić z moim przypadkiem.
Średnio ile wizyt w miesiącu odbywałaś?
Monitoring odbywał się co 2-3 dni przez pierwszą połowę cyklu. Było to około 8-10 wizyt. Wszystko zależało od reakcji na leki i od dawek jakie dostawałam.
Leki, które przyjmowałaś były w formie doustnej czy w zastrzykach? I w jakiej częstotliwości?
Przyjmowałam Gonadotropiny, były to zastrzyki, które robiłam sobie sama, codziennie przez okres 9-12 dni. Do tego dochodziły pozostałe leki doustne.
Jednym ze znanych mi sposobów angażowania panów w proces leczenia jest robienie zastrzyków swoim partnerkom. Co myślisz o tym sposobie? Czy u Ciebie był brany pod uwagę?
U mnie? Absolutnie. Nie widziałam sensu robienia z tego przedstawienia. Czasem wołałam męża i pytałam,czy chce spróbować, ale to w ramach ciekawostki. W końcowych cyklach stosowałam lek w penie, przyjemnie, miło i szybko. Wracając do tematu zaangażowania. Rozumiem, że jest to ciężki okres dla wielu par, że jest to czas wielu nieporozumień. Ja proponuję mówić głośno o tym, czego oczekujemy od partnera i słuchać tego, co on ma nam do powiedzenia. Rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. Tłumaczyć mu co czujemy, opowiadać o tym, nazywać swoje uczucia. Wydawać instrukcje pocieszania np. „Pozwól mi płakać, jak dowiem się, że znowu nic nie wyszło. Nie komentuj tego, że będzie dobrze, nie pocieszaj. Daj mi się wygadać”. Takie banały, ale bardzo istotne.
Jednym z elementów w trakcie leczenia niepłodności jest monitorowanie cyklu jak je znosiłaś? Czy w tym czasie byłaś w Warszawie?
W podróży spędzałam 5 godzin, żeby wejść do gabinetu tylko na 5 minut. Tak właśnie wygląda monitoring cyklu. Nie mogłam zamieszkać w Warszawie, ponieważ prowadziłam swój sklep i musiałam pilnować jeszcze interesów. Z perspektywy czasu zastanawiam się, jak dałam radę, bo więcej czasu spędzałam w pociągu, niż w domu. Pamiętam, jak znajomi mówili, że nie wysypiają się przez dziecko. Ja to robiłam, kiedy jeszcze nie było mowy o jego istnieniu.
Czy w trakcie leczenia pojawiły się myśli dotyczące zmiany lekarza?
Oczywiście! Już po pierwszym miesiącu chciałam go zmienić. W drugim już miałam dzwonić do innej kliniki, a w trzecim stwierdziłam, że dam mu szansę. Byłam pod dobrą opieką i wiedziałam o tym. My kobiety tak mamy, chcemy wszystko na już. Kochamy zmiany. To była dla mnie prawdziwa lekcja cierpliwości i pokory.
Dziękuję Ci Aniu za rozmowę i zapraszam na jej bloga Anielno.pl.
Napiszcie w komentarzu o czym chcecie przeczytać w kolejnej rozmowie.
Brak komentarzy