Poranek z położną Kasią

O wychowaniu dziecka i nie tylko… Rozmowa z Anią Trawką z Nebule [Poranek z Położną Kasią #19 – transkrypcja

Dzisiaj będzie o wychowaniu dzieci. Wpis jest transkrypcją ciekawej rozmowy z Anią Trawka, mamą dwójki dzieci, pedagożką  i blogerką. Mówimy w niej o kulisach prowadzenia bloga Nebule.pl, czasie wolnym, którego paradoksalnie dajemy sobie więcej przy drugim dziecku i wychowaniu dzieci. Odpowiadamy też na pytania czytelników o żłobki, przedszkola, naukę mówienia i samodzielną zabawę.

Porozmawiamy o:

  • jak zrobić zabawę z rzeczy dostępnych w domu?
  • jak dzieci zachęcić do mówienia?
  • skąd czerpie Ania pomysły na wpisy?
  • jak łączy macierzyństwo z tworzeniem wartościowych tekstów na bloga?
  • co sprawia jej największą radość w macierzyństwie?
  • co lubi robić kiedy jest sama?

Wprowadzenie do rozmowy – czyli kim jest Ania i co znajdziesz na jej blogu?


Położna Kasia: Mój gość, Ania, prowadzi bloga Nebule i od dawna ją obserwuję, a chyba rok temu poznałam cię osobiście.

Ania: Ale pamiętam, że cię kiedyś widziałam na konferencji bliskości, jednej chyba z pierwszych, jakie były w Warszawie i już wtedy wiedziałam, kim jesteś.

Położna Kasia: U Ani znajdziecie bardzo dużo fajnych wpisów, w których Ania poleca książki. Są też wywiady ze specjalistami i są wpisy o placu zabaw i o tym, jak wpływa na rozwój dziecka. Jak fajnie jest dać dziecku taką swobodę, że ono samo sobie wybiera, gdzie i czym chce się bawić. Chociaż czasami nam serce dygocze, czy nie za wysoko…?

Ania: Oj tak.

Położna Kasia: Czy nie za szybko chce się kręcić, czy za wysoko pójść, ale to jest potrzebne. I chciałabym prosić Anię, żeby opowiedziała o sobie.

Ania: Kto mnie nie zna, to mam na imię Ania. Od prawie 6 lat prowadzę bloga „Nebule”, który był pod zupełnie innym brandem – był blogiem mamusiowym. Po jakimś czasie uznałam, że fajnie by było dzielić się swoją wiedzą, którą wyniosłam ze studiów, ze swojej pracy. Jestem pedagogiem specjalnym, logopedą, jestem też terapeutą integracji sensorycznej. I pracowałam też w placówkach Montessori. I te wszystkie idee jakby ukształtowały mnie jako mamę, bo dużo rzeczy nauczyłam się na studiach, w pracy, a to się nijak ma do macierzyństwa. To jest najwspanialsze doświadczenie i jakby ta teoria, która była w książkach, została zweryfikowana przez praktykę.

Dopiero jak sama zostałam mamą, to zrozumiałam wiele rzeczy. Tym się dzielę na „Nebule”. Właśnie swoimi doświadczeniami, jakimiś poleceniami, lubię wyszukiwać różne rzeczy. To jest mój konik. I uwielbiam szukać tych wartościowych zabawek i miejsc.

Na „Nebule” znajdziecie zabawy, które robię z dzieciakami w domu, przyniesione z Montessori. Szukam ciekawych miejsc w Warszawie. Mam bardzo dużo czytelniczek z Warszawy, które korzystają z moich poleceń. Jest mi bardzo miło, gdy czytelniczki piszą, o swoich wrażeniach albo polecają mi coś nowego. I ja z moimi czytelniczkami mam tak, że naprawdę wiele rzeczy mamy wspólnych. Wspólny mianownik. I to, co zazwyczaj podoba się im, to podoba się mi. I odwrotnie. Także to jest takie niesamowite, że to są osoby, które są ze mną od dawna.

Blog na lata – Jak Ania łączy pracę nad blogiem z opieką nad dzieckiem?

Położna Kasia: Masz u siebie na blogu historię wpisów, pokazującą miesiąc po miesiącu, ile przez te 6 lat wpisów powstało. Jestem pod ogromnym wrażeniem, że wpisów jest bardzo dużo, bo około 9-10 na miesiąc. To jest bardzo dużo pracy! Jak Ty to robisz, jak znajdujesz czas?

Ania: Jest to sporo, natomiast ja już bez tego nie wyobrażam sobie życia. Tak właśnie wygląda moja praca na co dzień. To nie jest żadna ściema! Ja cały czas dzielę się uwagą. Tak to właśnie wygląda, że robię coś w domu, bawię się z Julkiem, idziemy na spacer i wtedy wymyślam wpisy, pomysły wpadają mi do głowy, zapisuje je sobie na szybko w telefonie w notatkach. I później jak Julek śpi, czy jest mój czas na pracę rano.

Zazwyczaj pracuję, jak Julek jest wypoczęty i sam się bawi w swoim pokoju, albo czymś się zajmie. Wtedy po prostu siadam i korzystam z tego czasu.

Kiedyś też rozmawialiśmy z Kasią, że u mnie to jest tak, że jak jest pora drzemki, to ja po prostu pierwsza rzecz, to odchodzę od łóżeczka, Julek śpi, robię sobie kawę i od razu siadam do komputera. Nie robię wtedy nic innego. Nie robię prania, nie robię obiadu, bo nic bym nie zrobiła. Wykorzystuje ten czas na maksa!

Tak naprawdę mam już wszystko ułożone w głowie, zrobione notatki i tylko siadam i piszę. Bo to jest taki najtrudniejszy moment, bo wtedy potrzebuję największego skupienia. A wieczorem niestety nie potrafię się skupić, nie potrafię napisać prostego zdania i to jest mój czas, kiedy korzystam.

Jak mieć ładne zdjęcia na blogu (i nie spędzić na obróbce całego dnia)

Położna Kasia: A Twój blog jest też wypełniony bardzo dużą ilością zdjęć, które są przepiękne. I mnie obrabianie jednego zdjęcia zajmuje masę czasu. Czy masz patent na to?

Ania: Mam patent taki, że ustawiam zdjęcia.

Ustawiam w taki sposób, że… Oczywiście zdarzają się takie zdjęcia naturalistyczne. Takie jak stało, tak jest zrobione. Ale umówmy się, będąc mamą dwójki dzieci, nie mam zawsze porządku. Tak w 80% czasu go nie ma. Ale mam coś takiego w sobie, że moi czytelnicy to są moi goście. I zawsze staram się, żeby był ten porządek, jakbym zapraszała gości do swojego domu. Żeby był porządek, żeby wszystko było przygotowane, wtedy też mam mniej pracy później. Nie muszę obrabiać, często wrzucam surowe zdjęcia. I staram się uporządkować to otocznie, wszystko w koło, jasność.

Światło jest bardzo ważne. Ja robię zdjęcia zawsze w świetle dziennym. Przy sztucznym świetle z lampą, albo przy zapalonym świetle nie podobają mi się. Wtedy muszę dużo obrabiać. A jak jest światło dzienne, z okna. Mamy też jasne mieszkanie, więc to też jest łatwiej. I teraz naprawdę bardzo mało czasu poświęcam na obróbkę zdjęć.

Staram się ustawić to wcześniej, żeby później mieć mniej pracy przy obróbkach. I tak jak mówiłam, że jak mam kącik, gdzie jest porządek, to tam, w tym kąciku, robię zdjęcie. Staram się traktować moich czytelników z szacunkiem, tak jakby byli gośćmi. A ja zawsze sprzątam, jak zapraszam gości, nawet jest kawa, czasem jakieś ciasto.

Jak dbać o regularność wpisów, skąd czerpać inspiracje?

Położna Kasia: Dużo powiedziałaś o tym, skąd czerpiesz inspirację i te wpisy są tak systematycznie u ciebie na blogu, że się zastanawiam, czy one są troszkę naprzód poplanowane, że jak masz kryzysy, jeżeli masz, „kurczę, o czym tu napisać”, to masz zapasowy wpis.

Ania: Może aż tak to nie. Kiedyś pisałam jeszcze więcej. Kiedyś były trzy wpisy na blogu tygodniowo i wiem, że u mnie najwięcej wejść jest bezpośrednich. To jest takie właśnie bardzo ciekawe, że bardzo dużo osób wpisuje w wyszukiwarce  www.nebule.pl

 

Położna Kasia: Przyzwyczaiłaś, że jest zawsze coś nowego.

Ania: Ludzie czekają na nowy wpis i bardzo mnie to cieszy. Daje mi to większą motywację. Mam dużo takich zapisanych wpisów w notatniku.

Na przykład gdy jest taki dzień, że miałam coś dać, ale nie wyszło, więc zawsze mam coś awaryjnego, co muszę dokończyć zazwyczaj, coś dopisać, ale zazwyczaj to mi nie zajmuje jakoś dużo czasu. Doświadczenie pokazuje mi, że takie wpisy też się cieszą powodzeniem. To nie jest tak, że to musi być bardzo dopracowane. Z jednej strony to jest fajne, bo pokazuje, że czytelnicy lubią różnorodność. Z drugiej strony czasami takie przykre, bo na przykład wpis o bidonie cieszy się większą popularnością niż o rozwoju dziecka.

Taka jest prawda, ale ludzie tego potrzebują i to też jest informacja dla innych osób, że nie trzeba się za bardzo spalać. Ja mam takie poczucie, że widać to, że się bardzo czegoś chce, bardzo chce się zyskać audiencję, a u mnie to jest takie trochę od niechcenia i to czytelnicy lubią, że nie ma takiej presji. Jak nie dam, to nie dam wpisu. Zdarzyło mi się nie dać, bo był czas, że nie czułam, że to puszczę. Staram się słuchać siebie, nie robić nic pod presją czasu, pod presją innych osób, że muszę coś dać dzisiaj.

Ja mam też dużo uniwersalnych treści. Na przykład wpisy ze specjalistami. Albo na przykład o siadaniu w kształcie litery W, który jest bardzo popularnym wpisem u mnie na blogu. I czasami jak nie zdążyłam nic przygotować, to wrzucam wpis, który jest zawsze aktualny, czyli na przykład o siadaniu, czy o chodzeniu na placach. To też jest taki bardzo popularny wpis na moim blogu. No, tak to wygląda. Nie ma jakiejś super recepty, ale jedna jest taka, żeby sobie dać taki luz.

Ciekawe miejsca w Warszawie  

Położna Kasia:  I wspomniałaś wcześniej o miejscach, które odwiedzasz i które opisujesz na swoim blogu. I pamiętam, że kiedyś po spotkaniu poszłyśmy do kawiarni, która była idealnie w Twoim stylu. I tak się zastanawiam. Skąd czerpiesz te inspiracje. Wcześniej powiedziałaś, że od czytelniczek.

Ania: Zacznę może od tego, że my bardzo lubimy wychodzić z dziećmi. To jest takie, coś innego.

Moje dzieci zupełnie inaczej się zachowują w domu, a zupełnie inaczej na przykład w restauracji czy w kawiarni. Często przychodzimy w takie miejsca, także po to, żeby nauczyć różnych rzeczy, żeby pokazać, że na krzesło się nie wchodzi z butami, żeby spróbować różnych smaków. Bardzo lubimy takie nowe miejsca sprawdzać i później często po prostu tam chodzimy. Jak coś nam się spodoba i napiszę o tym na blogu, że jest to miejsce polecenia. I polecam swoim przyjaciółkom. Ja mam przyjaciółki, które mają dzieci w podobnym wieku. I to wszystko co jest na blogu, to poleciłabym swojej przyjaciółce. My też często uczęszczamy do tych miejsc i później was spotykam w tych miejscach. To jest w ogóle fajne. I takie najbardziej motywujące, że korzystacie z tego i prosicie na przykład, właśnie muszę zrobić taki wpis, o skondensowany weekend w Warszawie. Ja mam dużo wpisów o Warszawie, ale takie naj, naj to muszę zrobić.

 

Położna Kasia:  Trzy topowe miejsca dla ciebie?

Ania:  Trzy topowe miejsca?  Zawsze jak ktoś przyjeżdża do Warszawy i jest samochodem, to mówię, żeby pojechał do Błoni na plac zabaw, bo to jest miejsce godne odwiedzenia i za darmo. I do fajnej restauracji, to ja na przykład lubię „Nabo” na Saskiej Kępie. Bardzo też lubimy Centrum Nauki Kopernik, które jest dosyć znane, oblegane. Też muszę zrobić wpis o tym. Jakieś praktyczne rady, jak trafić na to, żeby nie było dużo ludzi, co wziąć, jak przygotować, co zarezerwować. Może też zrobię taki wpis. U mnie to jest tak bardzo płynnie, bez jakiejś spiny. Zapisuje sobie różne rzeczy. Teraz właśnie przygotowuje a propos tej kawiarni, co mówiłam, 10 kawiarni w Warszawie, gdzie można iść na kawę z koleżanką i dziećmi. Mam też poczucie, że nie daje z siebie wszystkiego, ale tak szczerze Julek jest ze mną. Nie mam opiekunki i tak daje sobie po prostu na luz. No kiedyś będzie, kiedyś napiszę, kiedyś będzie więcej.

 

Położna Kasia: A i tak mam wrażenie, że masz tę systematyczność.

Ania: Ja mam ustalone, tak wewnętrznie, dwa wpisy w tygodniu. Czasem się trafi trzeci. Kiedyś było w ogóle trzy. Jak byłam z Julkiem w ciąży, a Lila chodziła do przedszkola, to do 15-ej miałam czas i miałam trzy wpisy. I jeszcze taka byłam zorganizowana, że sobie pisałam wpisy na zaś. Wiedziałam, że po tym jak urodzę, to nie będzie mi się chciało pracować. A jednak na blogu jest tak, że jak dużo nie publikujesz, to po prostu ludzie o tobie zapominają, więc miałam napisane tak z 15 wpisów do przodu. Ale miałam 9 miesięcy na to.

Położna Kasia:  Jesteś pracowita.

Ania: Ja bardzo lubię pracować.

Skąd pomysł na prowadzenie bloga i jakie następne pomysły?

Położna Kasia:  Od 2012 roku prowadzisz bloga i co cię tak zainspirowało, żeby go prowadzić?

Ania: Co mnie zainspirowało? My jesteśmy we cztery przyjaciółki i trzymamy się razem od czasów studiów. I było tak, że ja byłam pierwsza w ciąży. I wszystkie moje koleżanki i przyjaciółki, i wszystkie znajome nie były jeszcze zupełnie na tym etapie życia. I tak nie bardzo miałam, z kim na ten temat rozmawiać, więc zaczęłam zaglądać na blogi. Było ich wtedy może z 5. Z dziewczynami teraz trzymamy kontakt i chciałam się dzielić po prostu swoimi doświadczeniami, ale też szukałam rad, jakichś fajnych rzeczy, które mogłabym kupić dziecku. Wtedy nie było wiele tych miejsc w sieci i stwierdziłam, że może to jest pomysł.

Na początku się kryłam z tym, że pisze bloga. Wtedy niezbyt to było popularne. Uważane za takie niezbyt prestiżowe. I to się potoczyło. A jakoś nie planowałam tego. Nie był to plan na biznes, plan na życie, plan na najbliższy czas. Nie, po prostu tak wyszło. Teraz też podchodzę do tego fajnie, że to jest. A co będzie za 5 lat, to nie wiem.

 

Położna Kasia:  Czyli nie masz koncepcji długofalowej?

Ania: Nie. Aż tak długiej nie. Wiem, co będzie za rok. Nie mam jakiegoś super biznes planu.

 

O wolnym czasie

Położna Kasia:  Mówiłyśmy dużo o blogu, kiedy się zrodził pomysł, o tym, że dużo piszesz. To czy masz czas wolny dla siebie? Co robisz w tym czasie? Takie 10 minut spokoju.

Ania: 10 minut spokoju mam często. Lubię czytać gazetę z herbatką. Lubię zieloną herbatę, bo kawa u mnie jest do pisania. To jest w ogóle takie śmieszne, że mam takie swoje rytuały. Na przykład jak mam kawę, to mi się lepiej myśli i wtedy czuję czas do działania. Chyba że jest to ranna kawa, więc wtedy jestem nieprzytomna, ale jeżeli to jest ta druga kawa, popołudniowa, jak Julek śpi, to wtedy mam power do pisania. I wtedy zazwyczaj jestem przy komputerze. A czas odpoczynku…

 

Położna Kasia: A takie dłuższe?

Ania: To wieczorem, jak dzieci pójdą spać. Nie jestem wtedy w stanie nic napisać, ewentualnie odpiszę na jakiegoś maila. Tak szybciutko, ale nie piszę wtedy. Coś oglądam z mężem. O, właśnie wczoraj dałam wpis o serialach, które oglądamy. Albo oglądamy filmy. Powiem szczerze, że ćwiczyłam przez jakiś czas. Teraz już nie ćwiczę, bo jest mi bardzo ciężko zorganizować cały dzień, żeby te 40 minut wykroić. Nie ukrywam, że nie jest to proste. Chodziłam na ćwiczenia. W ogóle nie lubię siłowni. To jest najlepsze. Ale jakiś fajny fitness klub znalazłam i nawet się zapisałam i kupiłam karnet. I też musiałam zarzucić, bo się nie udało. Kiedyś będę miała dużo czasu, a teraz korzystam z tego, co jest.

 

Położna Kasia: Czytałam Twój wpis o serialach i filmach. A który byś teraz poleciła?

Ania: Taki naj, naj? Ja bardzo lubię taki serial, który nie jest taki bardzo popularny i nazywa się „Cinzas This is us”. To jest o rodzeństwie, o sile relacji, o rodzinie, o tym, co ważne. Utrzymywanie więzi w dorosłym życiu. Trochę komedia, trochę dramat. Bardzo polecam. Jeżeli nie oglądaliście to jest to warte zobaczenia, bo lubię takie filmy i seriale, które coś wnoszą. Nie jest to stracony czas przed telewizorem. Myślę potem o tym. Nawet mnie inspirują seriale do napisania wpisu.

 

Położna Kasia: A znajdujesz czas na poczytanie książki?

Ania: Ostatnio więcej. Czytam przed snem, bo wcześniej po trzech stronach zasypiałam. Ale ostatnio odkryłam, że jak czytam na czytniku i trochę tego światła fioletowego się wydziela, to nie zasypiam, bo przy ciepłym świetle się zasypia. Takie fioletowe, zimne światło powoduje, że się nie zasypia. Więc jak mi świeci trochę ten czytnik w twarz, to jestem w stanie przeczytać trochę więcej. To jest mój patent na czytanie. I czytam w łóżku, jak już prawie idę spać. I nawet ostatnio przeczytałam trzy książki.

 

Położna Kasia: To zdradź jakie.

Ania: Polecam na pewno książkę Kasi Nosowskiej – A ja żem jej powiedziała…, którą przeczytałam w dwa dni. Jest po prostu rewelacyjna. Szybko się czyta i jeżeli myślicie, że to są tylko jakieś gagi, humorystyczna powieść, to nie. To jest naprawdę fajna książka, które pokazuje też, jak dzieciństwo wpływa na życie i skłania do refleksji.

Przeczytałam też ostatnio książkę o Paryżu – Kiedyś będziemy mieli Paryż, Emmy Beddington. Tak właśnie wygląda macierzyństwo, że ja gadam, rozmawiam przez telefon, myślę, a drugą ręką rysuję wyścigówki. To była ta książka. I jeszcze Życie stewardessy, Olgi Kuczyńskiej. Bardzo fajna książka.

 

Staram się czytać, bo to jest taki odpoczynek dla umysłu, od myślenia. To jest taki zawód nie w godzinach od do, tylko cały czas jestem w pracy. I tak naprawdę najbardziej jestem w pracy, jak jestem w domu. To już się na tym łapię, że pracuję w domu. Wszystko robię w domu. Większość rzeczy, czyli zdjęcia, pisanie, inspiracje, notatki. I jak jestem w domu, to czuję się, że jestem w pracy. Więc jak jestem w domu, to cały czas myślę. To jest właśnie taki minus pracy w domu, na własny rachunek, że się cały czas myśli o tym. Jak wychodzisz z biura, kiedy zmieniasz otoczenie, jest ci łatwiej, moim zdaniem, zająć się tylko obowiązkami domowymi, albo tylko dziećmi. W mojej sytuacji ciągle jestem w pracy, jak jestem w domu. Ale zauważyłam, że jak wychodzę z domu, nawet na plac zabaw pod blok, to już się odcinam myślami, już jest mi łatwiej oddzielić tę strefę bycia autorem bloga od macierzyństwa i obowiązków domowych.

Położna Kasia: A jak na Twoją działalność reaguje Twój mąż?

Ania: Mój mąż bardzo mnie wspiera od samego początku. Też się nie spodziewał, że z małego bloga uzbiera się tak duża grupa czytelników, którzy piszą do mnie, że zostawiają komentarze. Sam też coś napisze. Mój mąż bardzo dużo czyta. On mnie bardzo inspiruje do czytania i przy nim się czuje jak ta, co siedzi z telefonem prawie cały czas, więc staram się jego gonić. On czyta tak średnio trzy książki w tygodniu, więc inspiruje mnie do tego. Bardzo wspiera. Robi zdjęcia. Przy czym jest bardzo cierpliwy. To jest jeden z trudniejszych tematów, dlatego od jakiegoś czasu mam dziewczynę, która czasami robi mi zdjęcia. Umawiamy się, to jest troszeczkę łatwiej, bo mamy taką profesjonalną stopę, a nie emocjonalne więzi, które mogą być zaburzone. Ale mąż też robił zdjęcia. Też różne rzeczy inicjuje, ma fajne pomysły. Podrzuca mi też inspirujące linki.

 

Położna Kasia:  Czyli też się wkręcił.

Ania: Tak. On też mi daje dużo pomysłów. Też pomaga w takim sensie, że jak chce popracować po tym, jak on przyjdzie z pracy, bo zdarzają mi się takie dni, to zajmuje się dziećmi. I ja mogę sobie wygospodarować jeszcze godzinkę, żeby coś jeszcze skończyć. To jest ważne.

Gdy pojawia się drugie dziecko paradoksalnie ma się więcej czasu dla siebie

Położna Kasia: Chciałam wrócić do macierzyństwa, bo zaczęłaś prowadzić bloga, jak się urodziła Twoja córka. A jaka jest różnica, jak się ma jedno dziecko, potem drugie. Może ktoś oczekuje na drugie i nie wie, co go czeka.

Ania: Duża. Wydaje mi się, że mnie drugie macierzyństwo bardzo zmieniło, ale to też może, dlatego że moja ciąża i droga do drugiej ciąży była trudna. Także może też to zmieniło mnie jako osobę.

Wydaje mi się, że jestem bardziej wyluzowaną mamą. Byłam taka dosyć spięta przy pierwszym dziecku i uznawałam swoje zasady jako ważne, albo najważniejsze. I bardzo ich pilnowałam. I też widzę, że chciałam, żeby pierwsze dziecko szybciej zaczęło chodzić, szybciej osiągało wszystkie kamienie milowe, a teraz cieszę się tym, co jest, że on jest taki mały, że córka też nie jest aż taka duża, że jeszcze do szkoły nie idzie. Jakby wyciskam z tego każdą chwilę, nie mam takiego poczucia, że chce, żeby już były większe. Zmieniło się moje podejście bardzo. I szczerze powiedziawszy mam też więcej czasu odkąd jestem mamą dwójki dzieci. To jest takie paradoksalne. Mamy często w to nie wierzą, że to tak może być. Dopiero przy drugim dziecku pojawia się potrzeba większej przestrzeni dla siebie, że jeżeli się nie zawalczy o ten czas dla siebie, to nikt go nie poda na tacy: teraz sobie usiądź i sobie odpocznij. Ja z córką bardzo dużo czasu spędzałam na dywanie. I tak sobie myślę: Boże, tyle czasu przeleżałam na dywanie. Kiedy ona bawiła się zabawką, a ja nie robiłam nic. A teraz wykorzystuje ten czas w 100%. Biorę książkę, czytam gazetę. Jest jakoś inaczej.

 

Położna Kasia:  Fajnie powiedziałaś o swoich zasadach. Pamiętam taki Twój wpis na blogu o smoczku.

Ania: Ja płakałam, bo córka w okolicach trzeciego miesiąca zaczęła ssać kciuk. I wiedziałam, że to będzie jednak lepsze podanie tego smoka, bo miała bardzo silny odruch ssania. Uznałam, że to będzie mniejsze zło. Jak podałam jej ten smoczek, to po prostu płakałam, że ma kawałek gumy w ustach. W ogóle straszne rzeczy. A z Julkiem to: Boże, żeby on tylko chciał smoczek, bo ja nie dam rady z dwójką. Bo jeżeli on będzie płakał, druga coś będzie chciała, to ja bez smoczka nie dam rady. Jeszcze my dużo jeździmy samochodem, więc w ogóle jazda samochodem to będzie totalny hardcore. No tragedia. Nie chciał tego smoczka, pierwszego, drugiego i trzeciego. Miałam 9 smoczków, żeby w końcu któryś zaskoczył i zaskoczył. I ssał ten smoczek od 2 miesiąca do 13 miesiąca. Jakoś tak. I spoko. Bez problemu odstawiliśmy. I nie ma żadnych problemów. A co najlepsze córka miała smoczek od 4 miesiąca do 12-ego, czyli krócej, i miała wadę wymowy.

 

Położna Kasia: Myślę, że my poszukujemy takich recept zero-jedynkowych,  że jeżeli czegoś nie zrobimy, to na pewno będziemy mieć gwarancję, że dziecko będzie zdrowe. A na zdrowie wpływa tyle czynników, że my nie ogarniemy tego. Moja Ula na przykład miała proste zęby, a im więcej ich wychodzi, to one zaczynają się krzywić.

Ania: Widzę, że jest dużo komentarzy, to sobie sprawdzę.

 

Położna Kasia: Dobrze.

Ania: Ktoś pyta, jaka jest relacja między dzieciaczkami. Różnica to prawie 4 lata. 3 i 7. I relacja moim zdaniem jest super. Ja sama jestem jedynaczką, to jest najlepsze. Mamy takie poczucie, że oni się lubią, lubią się razem bawić, tęsknią za sobą, więc wydaje mi się, że jest OK. Tu dziewczyny piszą, że nie miały okazji nas poznać, ale nas poprzedni blog nazywał się „Lilia” od imienia mojej córki. I po pewnym czasie uznałam, że to będzie dobry pomysł, żeby robić coś więcej. I tak powstało „Nebule”.

Czym są nebule i dlaczego blog się tak nazywa?

 

Położna Kasia: A skąd nazwa?

Ania: Nazwa jest z Montessori. Nebule to są wrodzone umiejętności, które ma każde dziecko. Wystarczy je tylko prawidłowo pielęgnować, czyli wspierać w rozwoju. Czyli to się łączy z tematyką mojego bloga. Nasz poprzedni blog nazywał się „Lilia” od imienia mojej córki. Po pewnym czasie uznałam, że to będzie dobry pomysł, żeby robić coś więcej. I tak powstało „Nebule”.

 

O uczeniu mówienia i rozmawianiu z małym dzieckiem

Położna Kasia: Na Facebooku przeczytałam, że Baba Jaga napisała, że bardzo inspirujący jest Twój blog. I bardzo jej się podoba Twój ostatni wpis, pewnie skróciłam, bo to był dłuższy komentarz.

Inny komentarz pytał, co robisz, że Julek (będący z nami w trakcie rozmowy), tyle mówi?

Ania: Dziękuję, bardzo mi miło. Bardzo dużo dostaję różnych komentarzy, że Julek jest taką gadułą. Dodam, że Lila, która ma teraz prawie sześć lat, mówiła jeszcze więcej. I jeszcze wyraźniej. To nie jest tak, że tylko Julek tak mówi. Co robię? Jest wpis na moim blogu, który się nazywa „Jak wspomagać rozwój mowy”. Tam jest lista wszystkiego, co ja robiłam, co robię. Tego nie ma na blogu, ale moim zdaniem bardzo dużo dają geny. Tego się nie przeskoczy. Podobno ja jak byłam mała, to też mówiłam bardzo dużo, bardzo wyraźnie. I nawet taką anegdotę mama mówiła, że jak wróciła do pracy, jak miałam 1,5 roku, przyszłam z nią i jakaś jej koleżanka, schyliła się do mnie: „Ale Ty nie umiesz mówić kura”. A ja tak podobno stanęłam i tak do niej mówię: „Krowa”. I tak bardzo wyraźnie. Z „r”.

Ja jestem gadułą, mówiłam bardzo wcześnie, bardzo wyraźnie. Tak samo mój mąż. Mamy jakieś zdolności językowe w genach. Mój mąż też mówi wieloma językami. I to są predyspozycje genetyczne, które się dziedziczy jak umiejętności językowe. Typy sensoryczne podobnie. Julek jest słuchowcem. On wysłuchuje różne rzeczy. I dlatego tak szybko uczy się języka. Łapie w mig. Wystarczy mu raz powiedzieć. Mówi też wyraźnie. Ale Lila mówiła jeszcze wyraźniej. No i wszystko, co pisałam w wpisie. Czytanie książek, rozmawianie z dzieckiem, a nie mówienie do dziecka. Ja bardzo często mówię twarzą w twarz. Schylam się, kucam, siedzę, żeby mogło widzieć moją twarz.

Niedługo planuję taki wpis „Jak rozmawiać z malutkim dzieckiem”, bo to jest takie dość kontrowersyjne. Mnie na studiach czegoś innego uczyli. Jest szkoła warszawska i lubelska. I są jakby zupełnie inne dwa podejścia, gdzie ja na przykład mówiłam do Julka w trzeciej osobie, gdzie Julek ma oko. Niektórzy tak nie robią, bo mówią, że nie będą traktować swojego dziecka, za przeproszeniem, jak przygłupa. Przecież wie, gdzie ma oko. Nie, dziecko nie wie, gdzie ma oko. To my je musimy tego nauczyć. I ja z nim często siedzę i po prostu: „A gdzie masz oko?”, „A gdzie masz brwi?”. On to wszystko wie. Tak się rozwija słownik. Też bardzo długo spieszczałam, ale nie w straszny sposób. I tak to działa. Taki język przepełniony emocjami mamy, która się pochyla nad dzieckiem. Dziecko widzi jej twarz, jak jest malutkie. Ten wpis będzie dopiero na blogu. Jak formułować takie komunikaty, żeby one były czytelne. Ja zadaję bardzo dużo pytań takich otwartych, że odpowiedź to nie jest „tak” lub „nie”. A co to jest? A gdzie to jest? On teraz cały czas chodzi i pokazuje wszystkie auta i pyta: „A co to jest?” I po kolei muszę nazywać marki. Jeszcze pyta jaki to kolor. I to jest kopia tego, co ja mówiłam do niego jakiś czas temu.

My cały czas gadamy, ale też dzieci oglądają bajki. To jest taki czas dla nich. To jest dla nich ważne. Ja sama pamiętam, jak byłam w wieku Lilii, to potrafiłam od rana do wieczora oglądać bajki. I to był mój świat. Nasyciłam się tymi bajkami i już na drugi dzień cały dzień byłam na podwórku. Nie jest tak, że dzieci nie znają umiaru. Po prostu po jakimś czasie to się nudzi. Zresztą znam takich rodziców, którzy testują takie metody i one się czasami sprawdzają. Na przykład dają stały dostęp do słodyczy. To jest ciekawe. I kiedy dziecko wie, że to nie jest zakazane, kiedy wie, że może sobie to wziąć to po jakimś czasie się nasyca. No pytanie, czy my to wytrzymamy.

Dlaczego dziecko nie chce się samo bawić, zanim nie usiądzie się obok, oraz inne pytania

Położna Kasia: Czy to normalne, że 10-miesięczne dziecko nie chce się samo bawić? Dopiero, gdy usiądzie się przy nim, to zaczyna się bawić.

Ania: Tak, to jest w 100% normalne. I zabawa z dzieckiem jest ważna, bo dziecko się uczy samo bawić. 10-miesięczne dziecko ma taki czas koncentracji uwagi do 3-5 minut zajęcia się czymś. I to tak do południa, bo potem jest zmęczone nawet po drzemce.  Ja się z moimi dzieciakami długo bawiłam. I uczyłam ich takiej samodzielnej zabawy poprzez pokazywanie czegoś. To wycofywanie u mnie było tak w 15-tym miesiącu, że ja powoli odchodziłam od dziecka, które się bawi i jest zajęte czymś.

Mamy często chcą być nadgorliwe, mam wrażenie, że kiedy dziecko się czymś bawi, to podchodzą i właśnie: „O, czym Ty się bawisz?”. To jest takie troskliwe, okazujące miłość, ale to dzieciom przeszkadza. Ja traktuje, jak dzieci się same bawią, że to jest ich praca. I im nie przeszkadzam. Jak ja pracuję, to też mówię: „czekajcie, ja pracuję, skończę to i za chwilę”. Tak jak się bawią dzieci, to ja nie przeszkadzam. Jak mówimy do dziecka, gdy ono jest czymś zajęte, to koncentracja idzie out. Nie ma tego jak ćwiczyć inaczej. Staram się wtedy nie przeszkadzać, nie mówić, u nas w domu nie jest włączony telewizor, radio cicho gra i staramy się, żeby było bez rozpraszaczy i koncentracja uwagi była jak najdłuższa. To później jest łatwiej jak dziecko jest w przedszkolu i są zajęcia, które wymagają większego zaangażowania.

 

Mam pytanie o to, czy mój syn jest odpieluchowany? Nie jest. Próbujemy cały czas, jest na razie słabo, nie ma gotowości. Nie wiem, czy będę o tym pisać. Na razie nie chcę o tym mówić. Mój sposób na odpieluchowanie jest taki – czekać na gotowość. Ja nie wysadzam. Nie daję książek, nie daję tableta. Czekamy na gotowość, nie mam parcia. Lila się odpieluchowała przed drugimi urodzinami, więc teoretycznie Julek ma miesiąc. Powinnam coś już myśleć. Cały czas czytam książki, cały czas pytam, próbujemy. Jeszcze nie. Cierpliwie do tego podchodzę i wiem, że na pewno do 18-tki nie będzie nosił pieluch. 😉

I pytanie o żłobek i moje zdanie. To jest w ogóle najlepsze. Napisałam wpis o żłobku, ale nie puściłam go. Teraz go skasuje i napiszę nowy, bo zmieniło się zupełnie moje podejście. Dostawałam dużo pytań od dziewczyn:  czy żłobek jest super?, że dzieci tam się uczą, że nawiązują kontakty, że to jest niezbędne w rozwoju.

Ja mam inne zdanie w tym temacie. Napisałam o tym wpis właśnie i napiszę taki wpis, dlaczego ja nie posłałam moich dzieci do żłobka. Każdy z nas jest inny, każdy ma inną sytuację. Jakoś udaje mi się godzić tę pracę w domu z wychowywaniem dzieci. I nie miałam takiej potrzeby, ale zdaję sobie sprawę z tego, że są mamy, które mają potrzebę oddania do żłobka. I to jest ok. Pytanie tylko, żeby znaleźć dobry żłobek, zobaczyć, jak się dziecko zaaklimatyzuje. Moim zdaniem wszystko jest dla ludzi. 99% mam nie ma takiego wykształcenia jak ja, nie ma takiej wiedzy, nie robi tyle w domu. I tak naprawdę to wydaje mi się, że żłobek byłby dobrym pomysłem, bo ja mówię z mojej perspektywy.

Ja nie puściłam, bo z dziećmi czytam, z dziećmi śpiewam, robię prace, malujemy. To wszystko robią w żłobku. Jedyne, co pozostaje to kontakt z dziećmi, ale kontakt z dziećmi to ma Lila. Chodzimy na plac zabaw, z sąsiadami się też bawi. Ja nie mam potrzeby oddawania dzieci do żłobka. U mnie żłobek najbardziej by miał rozwiązać problemy, jeśli chodzi o plany zawodowe. Odkładam, jak pójdzie do przedszkola. Ja lubię ten czas i wiem, jak to jest, jak się odda dziecko do placówki. Jak ten czas wtedy szybciej leci niż jak jest się w domu. Ja mam wrażenie, że ja zapisywałam Lilę do przedszkola rok temu. A już ona kończy przedszkole w tym roku i idzie do zerówki. To jest też moja taka trochę walka z czasem. Wiem, że jak Julek będzie jeszcze ten rok w domu ze mną, to trochę bardziej się nim nasycę, bardziej będę mogła z nim pracować. Mi to daje ogromną satysfakcję. Ja mam poczucie czasami takiego zmęczenia. I o tym też piszę, bo to jest normalne. Ale ja nie czuję takiej potrzeby. Ale znam mamy, które podjęły taką decyzję i mnie nic do tego. Nie będę krytykować, bo nie jestem w ich życiu.

 

Położna Kasia: Ale to w takim kontekście, dlaczego Ty nie wybrałaś?

Ania: Dlaczego ja nie wybrałam. I moje powody. Już dużo razy prosiły mnie dziewczyny o wpis o żłobku, ale ja nie potrafię się postawić w ich sytuacji zawodowej, rodzinnej, psychicznej. Może mamy już mają serdecznie dość takiego „Dnia Świstaka”, dla mnie to jest okej. To nie jest: „Boże, do więzienia oddaje dziecko”. Nie. Wpis o tym, jak wybrać przedszkole jest na blogu. Myślę, że można go też odnieść do żłobka. Z doświadczenia, fajnie jest mieć dobrą placówkę.

Jak nauczyć dziecko mówienia „Dzień dobry”

Położna Kasia: Marta ma takie pytanko, jak kształtować u dzieci mówienie: dzień dobry? Moja córa ma problem z mówieniem.

Ania: Dzień dobry, to najprostszy sposób samemu powtarzać do znudzenia we wszystkich miejscach, gdzie się wchodzi: dzień dobry. Dzieci bardzo naśladują i nasiąkają tym, co my robimy. Dlaczego dzieci naśladują dorosłych, bo to jest ewolucyjnie uwarunkowane. Naśladują nas, dlatego, że widzą, że jesteśmy dorośli i że przeżyliśmy. Jeżeli ja tak będę postępować jak moja mama, albo tata, to też przeżyję. To jest ewolucyjne, wtedy nie zje mnie dziki zwierz. To postępowanie jest bezpieczne. Dlatego dzieci naśladują dorosłych. Jeżeli my będziemy  mówić „dzień dobry”.

Są też różne książki o słowach grzecznościowych. Jak mam jakiś problem, na przykład z myciem zębów, odpieluchowaniem, to drugą rzeczą jest szukanie książek o tej tematyce dla dziecka. To naprawdę działa tak, że dzieci też naśladują swoich bohaterów z książek, z bajek. Jakieś fajne edukacyjne bajki. Był też wpis na blogu o edukacyjnych bajkach, jeżeli szukacie. To dzieci chłoną. Można w takiej fajnej relacji powiedzieć na przykład: „Powiesz dzień dobry?”. Można to powiedzieć ciepłym głosem, a nie „Co się mówi?!” Niektóre mamy tak mówią, żeby dać takie reprymendy i dziecko w tym momencie się zawstydzi i w ogóle nie powie. I za każdym razem będzie odczuwało dyskomfort.

Tak jak pisałam, da się dzieci dyscyplinować w taki pozytywny sposób, taki przepełniony miłością, relacją. Ale trzeba mówić tak, jak byśmy chcieli, żeby do nas mówiono. Moim zdaniem.

Pauza w karierze?

Ktoś napisał: stresuje pauza w karierze. Powiem tak, dużo mam przestaje pracować, kiedy rodzą się dzieci. Dużo też podejmuje decyzję o tym, że pójdzie na wychowawczy i znam takie mamy, które mają poczcie straconego czasu zawodowego. I w tym momencie to ja sobie tak myślę: kurczę, ile my jeszcze lat będziemy pracować. Zobaczcie, ile jest jeszcze lat do emerytury. Ile jest jeszcze tych lat w biurze, wstawania porannego. Jest naprawdę bardzo dużo czasu. U mnie przewartościowały się bardzo moje plany zawodowe. I w sumie to się jakoś potoczyło samo. Dzieci często dają inspirację. Bardzo dużo znam mam, które na wychowawczym stworzyły swój własny biznes. Wymyśliły zupełnie coś innego niż robiły. Porzuciły swoje firmy, zrezygnowały. U mnie była taka sytuacja, że ja zostałam zwolniona w pierwszym dniu, jak wróciłam do pracy. Jest też o tym wpis. Pisałam o tym. U mnie było tak, że zostałam zwolniona i właśnie teraz, szczerze, to jestem wdzięczna, że mnie zwolnili. Wtedy czułam to tak, że jest to porażka mojego życia, najgorsze dni w moim życiu. A teraz czuję, że nic lepszego nie mogło mi się przytrafić. Ja też mam takie przemyślenia, że wszystko się dzieje po coś. I w momencie, kiedy to się dzieje, to nie odczuwamy tego sensu tego negatywnego działania, dopiero po jakimś czasie to docenimy. No i tak samo było u mnie. Ja już sobie nie wyobrażam wrócić do poradni, albo przedszkola.

Wysłanie dziecka do przedszkola? Najlepiej od połowy września, gdy grupa się uformuje.

Dziewczyny mi jeszcze piszą: co pani myśli o posłaniu dwu i pół latka do przedszkola?

Nie znam dziecka, nie znam sytuacji. Każde dziecko jest inne, natomiast też chcę, żebyście nie miały takiego poczucia, takiego przymusu, że wasze dziecko coś traci, jak nie chodzi do przedszkola. Bo tak nie jest. W ciepłej relacji z rodzicem, z mamą, tatą, dziecko nauczy się o wiele więcej niż w przedszkolu. W przedszkolu jest dużo stresujących sytuacji i dzieci, jak pisałam wiele razy – mózg nie uczy się w stresie. Niektórym naprawdę zajmuje o wiele dłużej przepracowanie jakichś tematów, na przykład odpieluchowanie, jak pójdzie do przedszkola, niż jakby to było w domu, w fajnej atmosferze, miłej. Dzieci o wiele szybciej się uczą się w domu.

W domu mam przykład nauki języków. Moja starsza córka uczy się z mężem chińskiego. Idzie jej bardzo dobrze. On się uczy od początku, ona też się uczy od początku. Chodzą razem na lekcje. I później w domu przerabiają ten materiał i ona się uczy błyskawicznie. Na pewno na zajęciach, gdzie by chodziła z dziećmi, albo by sama chodziła do tej samej nauczycielki. Właśnie przez to, że jest ta relacja, że jest to takie miłe.

Wracając do pytania: dwu i pół latek w przedszkolu może się odnaleźć super, a może być kiepsko. Jeżeli mogę wam dać jedną radę. Jeżeli puszczacie dziecko do przedszkola od września, to radzę wam, żebyście je dały od połowy września. Tak wam powiem. Jeżeli grupa, w której będzie wasze dziecko, dopiero się tworzy, to dajcie od połowy września. To, co się dzieje w przedszkolach na początku września, jest niestety trudne. Trudne dla rodziców, trudne dla dzieci. Większość dzieci płacze i często dzieci, które są nawet gotowe, mają gotowość, mają zajęcia adaptacyjne, to przez empatię, jak widzą, że ktoś płacze, to zaczynają płakać. Na pewno jak Julek będzie chodził nie od tego roku, tylko od przyszłego, to na pewno dam go od połowy września, żeby zaoszczędzić mu tych stresów związanych z adaptacją całej grupy. Myślę, że dużo dzieci weszłoby do grupy lepiej, gdyby ta grupa byłaby już uformowana.

Ja po tygodniu przenosiłam córkę do starszej grupy, bo ona sobie nie radziła z tym, że inne dzieci płaczą cały czas. U nas w domu płacz, to jest takie miejsce, gdzie się tuli, gdzie jest się przy mamie. I ona nie mogła tego znieść emocjonalnie. To jest takie trudne. Panie robiły, co mogły, no ale nie są w stanie trzymać na kolanach 20-tkę dzieci naraz. Dzieci chodziły zapłakane, smarkające. Dla mnie to też był bardzo trudny widok i po tygodniu poprosiłam panią dyrektor, żeby przeniosła ją do starszej grupy, która była już uformowana, i tam się zaadaptowała bardzo dobrze.

Także jeżeli rozważacie posłanie dziecka od września, to się zastanówcie, czy nie lepiej właśnie tak zrobić. Jeżeli dyrektorka was zapyta, to możecie zawsze powiedzieć, że miał katar, czy coś takiego. To jest dobra rada. A poza tym w drugiej połowie września dzieci zaczynają chorować i panie mają mniej pracy. Tak to wygląda.

Położna Kasia: Szturmem wszyscy przyjdą w połowie września. Kolejne pytanie od czytelników: Jak nauczyć dziecko, żeby się nie zniechęcało.

Ania: Jak nauczyć? Pokazywać różne możliwości, być przy dziecku, dopingować. U nas też jest właśnie taki etap, że „ja nie umiem”, ale próbujemy. Też zachęcam, ale nie zmuszam w żaden sposób i to się jakoś pojawia po jakimś czasie. To też jest tak, że warto dawać dzieciom takie pomoce, zabawki, które są na ten czas. A nie wtedy, gdy dziecko jest za małe, że zabawka jest za trudna. Lepiej mieć takie rzeczy na poziomie dziecka niż za trudne. Wtedy jest łatwiej. I dopingować.

 

Położna Kasia: Pojawiło się pytanie: jak oduczyć półtora roczne dziecko bicia rodzica?

Ania: Bardzo duży wpis o biciu dzieci był na blogu. Ja przedstawiałam tam różne aspekty, dlaczego dzieci biją. Przedstawiałam różne aspekty, które mogą też wynikać z nieradzenia sobie z emocjami, z komunikacją. Napisałam też, jakie są alarmy integracji sensorycznej, bo to też może być związane z tym. Jak oduczyć? Na pewno, tak jak pisałam też w ostatnim wpisie, że podać alternatywę. Albo najpierw tak: wymyślić, zastanowić się, zbadać podłoże, dlaczego to robi. Znaleźć przyczynę i dać coś w zamian. Zawsze pisałam, ze warto jest dać coś w zamian w taki sposób, że to mnie boli, zatrzymać dziecko i powiedzieć, co dziecko może zrobić w tej sytuacji. Od razu po tym komunikacie. Możesz mnie przytulić, możesz mnie pogłaskać, możesz mi wejść na kolana, bo dziecko nie będzie wiedziało. Tego nie możesz i co ja mam w takiej sytuacji zrobić. A potrzebuje czegoś. Bicie to jest sygnał, który trzeba potrafić odczytać. Nie znam sytuacji, nie wiem dlaczego bije. We wpisie o biciu dzieci jest cała lista, dlaczego dzieci mogą bić inne dzieci. Jakieś jeszcze pytania?

Położna Kasia:  Tak. U nas będzie siedem lat różnicy między dziewczynkami. Jak wytłumaczyć starszej, że miłość trzeba będzie podzielić na dwie?

Ania: Nie, miłość się nie dzieli, moim zdaniem. Naprawdę. Miłość się mnoży. Ja sama nie wiedziałam. To są takie obawy mamy w ciąży. Ja też miałam takie obawy. I miałam ułożony cały plan w głowie, jak to będzie wyglądało, który się sprawdził. W ogóle córka zareagowała super. Nie mieliśmy jakichś większych problemów w stylu agresja. Też jest taki wpis na blogu. Nie wiem, jak odpowiedzieć. Mam wrażenie, że my to bardziej przeżywamy niż dzieci i też niektóre mamy mają takie poczucie, że robią dziecku krzywdę, że będzie drugie dziecko. To jest takie szokujące, a to nie jest krzywda. To jest naprawdę coś najlepszego. Ja sama jestem jedynaczką i zawsze wiedziałam, że chcę mieć więcej niż jedno dziecko. O tak!

 

Położna Kasia: Myślę, że musimy powoli kończyć. I zaglądajcie do Ani na bloga.

 

Dziękuję za rozmowę 🙂


PODSUMOWANIE ROZMOWY:

Patenty i perełki Ani wyłowione z tej rozmowy:

* Aby mieć piękne zdjęcia:

  1. Zadbaj o porządek (przynajmniej w kąciku gdzie robisz zdjęcia), wówczas nie musisz poświęcać czasu na kadrowanie zdjęć
  2. Światło – dzienne, jasne. Pomaga też jasny wystrój wnętrza.
  3. Fotograf – mąż, albo (by uniknąć tarcia i emocji) profesjonalista.


* Piszesz bloga? Pisz na zapas, na gorsze dni. Czytelnicy zapominają o blogach, gdy nie pojawiają się na nich regularne treści.

 

* Czas na pracę przy małym dziecku – koncepcyjnie cały czas „wszystko układa się w głowie”, robienie notatek w telefonie gdy wpada do głowy fajny pomysł, a podczas drzemek dziecka 100% koncentracji na pracy przy komputerze (zero prania, sprzątania i gotowania).

 

*Gdy dziecko się samo bawi (ale domaga się siedzenia obok na dywanie) nie przeszkadzaj mu. Dzięki temu będzie miało lepszą koncentrację i… zyskasz czas dla siebie (np. na czytanie)

 

Fotografie – Joanna Paxton – AnotherStory.pl/

Dzienniczki dla kobiet w ciąży i świeżo upieczonych rodziców – Brioko

Wybrane dla Ciebie

Brak komentarzy

Napisz komentarz

Zapraszam
na darmowy kurs!

Jestem położną i kurs stworzyłam z myślą o Tobie, przyszła mamo, żeby być Twoim przewodnikiem po narodzinach, karmieniu piersią i macierzyństwie.

Kasia Płaza-Piekarzewska — Położna

P.S. W każdej chwili możesz wypisać się z kursu.