Poranek z położną Kasią

Jak być dobrym tatą? Rozmowa o uważnym ojcostwie. [ Poranek z Położną Kasią #17 – transkrypcja]

Luis Timm, autor książki  „Proste rzeczy o rodzicielstwie” to szczęśliwy ojciec, który dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat ojcostwa, rodzicielstwa, rodziny i wartości. Poznaj jego przepis  na udaną relację z dzieckiem i partnerem.


Dzień dobry. Nazywam się Katarzyna i witam w Poranku z Położną Kasią. Moim gościem jest Luis Timm, który napisał książkę „Proste rzeczy o rodzicielstwie”. Luis Timm jest ojcem dwójki dzieci i autorem tej cudownej książki. I chciałam, żeby Luis opowiedział troszkę o sobie.

Dobra. Na dzień dzisiejszy mam 30 lat. To, że jestem ojcem to chyba jest tak naprawdę moim dzisiaj całym życiem. W sensie wszystko się kreci wokół tego. Wcześniej, moje dzieci dzisiaj mają trzy latka, Gucio, i Oluś 8 tygodni, więc to jest też dla mnie taka świeża przygoda. Całe życie tak naprawdę myślałem o tym, żeby być rodzicem, jak to prowadzić itd. Więc dzisiaj jak już jestem, to naprawdę staram się temu bardzo mocno poświęcić i żyć tym w pełni, a nie żeby to gdzieś tam było z boku, dodatkiem. W sensie rodzina, rodzicielstwo. Tak, jeśli chodzi zawodowo, to dzisiaj tak naprawdę książka jest tym, czym żyje. Oprócz tego staram się jeszcze stworzyć nowy projekt, taką gazetę moim w rejonie, gdzie mieszkam w Karkonoszach. I mam jakieś tam doświadczenia marketingowe. Pracowałem w różnego rodzaju marketingach, czy też w firmach sprzedażowych, trochę handlowałem. I zawsze mi się marzyło napisać książkę. Stąd też ten owoc tych marzeń.

A co Cię skłoniło, żeby napisać taką książkę? O rodzicielstwie stricte.

Wiesz co, tak naprawdę zawsze miałem pomysł na to, w sensie myśl taką, żeby książkę rzeczywiście kiedyś napisać. Nie miałem kompletnie skrystalizowanego pomysłu jaka będzie to tematyka. Czy to będzie bardziej opowieść. W ogóle nie myślałem o poradnikach. Może jakaś książka motywacyjna grała mi w głowie. Ale w sumie tak naprawdę takim bodźcem już konkretnym do tego, żeby napisać właśnie tą książkę, był chyba taki moment w moim życiu po prostu, kiedy byłem już trochę zjedzony przez handel. W sensie już miałem troszeczkę dość. Były, wiadomo, lepsze i gorsze chwile w tym wszystkim. Lepsze i gorsze chwile jeśli chodzi o finanse, ale też wiedziałem, że angażując się w handel na takiej zasadzie, jak to robiłem wcześniej, no to potrzebowałbym więcej czasu na to, a urodziło mi się dziecko, więc nie chciałem tracić jego dzieciństwa i czasu, który moglibyśmy spędzić razem. No i trafił mi się Michał Szafrański, który napisał „Finansowego Ninję”, swoją pierwszą książkę. Jak usłyszałem jego historię, poznałem, zobaczyłem, kupiłem sobie jego książkę, zacząłem ją czytać, zobaczyłem, na czym to wszystko polega, zobaczyłem cały case study, które przedstawił jak na dłoni, o co w tym wszystkim chodzi. No i poszedłem trochę jego śladami. Skontaktowałem się z tymi firmami, które on polecał, ominąłem te, których nie polecał. No i wymyśliłem sobie, że napiszę książkę. Czyli najpierw był pomysł, że napiszę książkę. Później jak zacząłem myśleć o tematyce, to miałem różne pomysły, ale usiadłem w pewnym momencie i pomyślałem, że o czym mam pisać książkę, jak nie o tym, co sprawia, że dzisiaj jestem tym, kim jestem i żyję tak, jak żyję. No i rzeczywiście postanowiłem, że rodzicielstwo jest dla mnie tak ważną rzeczą, że napiszę o tym książkę, która może komuś w jakiś sposób pomoże. Wiadomo, że starałem się aby była to książka napisana dla facetów. Wychodziłem z założenia, że moja żona odkąd się Gutek urodził dostawała tych książek pełno. I one wszystkie były napisane dla kobiet. O porodzie, o ciąży, ale jak ja je brałem do ręki, to nie widziałem tam nic dla siebie. Może, że nic dla siebie, ale nie były to treści skierowane do mnie. Więc pomyślałem, że napiszę coś dla facetów. Od faceta dla faceta. I tak powstała tak książka.  

Powiedziałeś, że chciałeś napisać motywacyjną książkę. I myślę, że to Ci się udało. Szczególnie początek, bo to jest tak naprawdę skupienie się nie na rodzicielstwie, tylko na sobie. Tutaj przytaczasz bardzo dużo ćwiczeń, które warto zrobić. To są takie ćwiczenia coachingowe, więc śmiałam się nawet, że tu powinien być taki zeszyt ćwiczeń. Jest miejsce na notatki, ale myślę, że mogłaby to być kontynuacja w formie zeszytu ćwiczeń. Czy to znaczy, że żeby być rodzicem, to według Ciebie dobrze jest zrobić w sobie porządek?

Wiesz co – na pewno. Chociaż ja w gruncie rzeczy jestem totalnie nieuporządkowaną osobą. W sensie bardzo duża część mojego życia to jest spontaniczność w wydarzeniach, które się dzieją z dnia na dzień. Nie lubię planować miesiąc czy dwa miesiące w przód. Poza jakimś kwestiami biznesowymi. I jeśli chodzi o kwestie motywacyjne, to rzeczywiście moje życie się trochę poukładało. W sensie ja przez ostatnie, myślę, że 10 lat, bardzo dużo wyjazdów również pod katem motywacyjnym do najbardziej znanych trenerów świata odbyłem. Wydałem też na to kupę pieniędzy. I miałem i mam taki plan, piszę teraz taką książkę na zapleczu, która właśnie jest czymś, co chciałbym przekazać młodym ludziom, czego ja zacząłem się uczyć w wieku 25 lat. Ale fajnie by było to znać, mając 20 lat. Więc ta książka ma trochę podstawy motywacyjne, ale wydaje mi się, że kluczem do tego wszystkiego jest to, że czy to w rodzicielstwie czy w biznesie, sporcie, zdrowiu czy w innej dziedzinie życia, trzeba najpierw chcieć. Motywacja musi się w nas zbudować i sami musimy chcieć, czy to być fajnym rodzicem czy być dobrym sportowcem. Dla mnie rodzina to podstawa, więc o tym i dlatego jest ta książka.

Tam jest takie fajne ćwiczenie „koło życia”. Polega ono na tym, że ćwiartujemy koło na sfery: rodzina, praca, zdrowie, możemy też tu dać kawałek rodzicielstwa.  I w jakim obszarze czujemy się spełnieni, a w jakim nie i co byśmy chcieli poprawić. No i tak trochę zeszłam na ten wątek motywacyjny, a książka w gruncie rzeczy dotyczy facetów – tak jak powiedziałeś. I bardzo się skupia na tym byciu ojcem. I nawet miałam momentami takie wrażenie, że to jest Twój manifest do innych mężczyzn. Nie wiem, czy dobrze rozumiem.

Tak. Zdecydowanie ta książka taka jest i w ogóle wszystko, co dzieje się wokół tej książki, jest cały czas skierowane do mężczyzn. Pomimo że marketingowo totalnie tak nie wychodzi. W sensie, że napisałem książkę dla facetów i miałem nadzieję, że coraz większe grono facetów będzie ją kupowało. I rzeczywiście, jak teraz spływają zamówienia, to raz na jakiś czas pojawi się jakiś facet, ale myślę, że 98-99% moich czytelników, nie wiem do końca, kto te książki czyta, ale klientów, to są kobiety.

No i patrząc po działaniach na Instagramie, na Facebooku i itd., bardzo dużo kobiet dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat książki. Mężczyzn mniej, ale jak już są, to bardzo często są to fajne, pozytywne opinie, które mówią o tym, że faceci gdzieś tam przeczytali, odebrali, podyskutowali na ten temat. Bardzo dużo dostałem też informacji, że żony wiedziały, że ich mężczyźni nie przeczytają tej książki, pomimo że ją im sprezentowały, dały. Książka po paru stronach została odłożona, bo po prostu nie czytają na ogół, więc nie czytali też tej. Ale one zrobiły coś takiego, że same czytały tę książkę i im czytały fragmenty. W sensie, że dzieliły się i dyskutowały z nimi wieczorami. I w ten sposób ta książka została przez nim przeczytana. To jest po pierwsze fajny temat, żeby tę książkę przeczytali, ale po drugie jest to też fajny pomysł, żeby znaleźć połączenie w związku. W związku musimy dużo rozmawiać, żeby on funkcjonował, a tutaj mamy tematykę rodzicielską, więc o ile chcielibyśmy, żeby to nasze rodzicielstwo było spójne jeśli chodzi o męża i żonę, to fajnie jest rozmawiać o rodzicielstwie jak najwięcej, bo często też, wydaję mi się, bo w ogóle ten pomysł wziął się stąd, że byłem na bardzo fajnych naukach przedmałżeńskich z moją żoną. Spędziliśmy 3 dni na wyjeździe, totalnie odosobnieni, mieliśmy napisane tematy, na które mamy rozmawiać i rozmawialiśmy w odosobnieniu. I to były takie tematy, że pomimo że znaliśmy się pół życia i rozmawialiśmy bardzo dużo na temat naszego małżeństwa, dzieci, to tam były takie tematy, na które w ogóle nie rozmawialiśmy. I okazało się, że w niektórych się totalnie nie zgadzamy. Więc mam nadzieję, że ta książka też sprawia, że ludzie po prostu rozmawiając nawet w taki sposób, że partner jej nie przeczytał załóżmy, tylko żona mu ją zapodała, to doszło do rozmów, które mogły stworzyć wspólną wizję przyszłego rodzicielstwa.

Dobrze. Żeby stworzyć rodzicielstwo to trzeba mieć pewnie jakąś wizję, jakim się chce być tatą czy mamą. I często jest tak, że się odgrażamy: my to nigdy nie będziemy jak nasi rodzice. I chciałam zapytać, czy miałeś jakąś swoją wizję, jakim chcesz być tatą?

Wiesz co, cały czas ją mam. W sensie to jest coś takiego, co w jakiś sposób pozwala mi żyć. W sensie jeśli chodzi akurat o rodzicielstwo, to dla mnie jest to najważniejszy temat mojego życia. Mam małe dzieci i mogę im życie, za przeproszeniem, albo spierdzielić, albo sprawić, żeby było wspaniałe. I to nie chodzi tylko wyłącznie o ich życie, ale też o naszą relację, bliskość, a to się przekłada później na ich życie. Więc to jest ogromna odpowiedzialność. Wydaję mi się, że ludziom często rodzą się dzieci i one szybko są odkładane do żłobka, przedszkola itd. I na przykład znam bardzo dużo takich przykładów, ostatnio nawet widziałem. Jechałem ze znajomym, odbieraliśmy jego córeczkę ze szkoły, ona wsiadła do auta i przez całą drogę nie zamieniła nawet słowa z tatą. On po prostu odebrał paczkę, zawiózł ją do domu, pewnie w domu też nie był dłużej jak 15 minut i pojechał załatwiać swoje sprawy. I tak wygląda dzień za dniem. I mają może weekend dla siebie, albo może i nie. I to życie tak przelatuje. Nie ma nic, co by ich łączyło. Smutne. Ja bym totalnie nie chciał, żeby tak było. I tak jak wygląda moja myśl przewodnia mojego rodzicielstwa, która jest taka, że ja z Gutkiem, bo Olek jest jeszcze za mały, staram się mieć więź cały czas. Wiadomo, że zdarzają mi się takie sytuacje – moja żona czasami to wyłapuje, że jemy śniadanie, a ja już myślę o moich obowiązkach, sprawunkach i jestem trochę wyłączony przy tym śniadaniu. W sensie, że jem śniadanie i się słowem nie odezwę. Ale na ogół staram się cały czas rozmawiać. Jak jedziemy gdzieś samochodem, to cały czas nawijamy. Zadajemy sobie pytania, rozmawiamy o różnych rzeczach, pomimo tego, że Gutek ma 3 lata, więc teoretycznie ta rozmowa nie jest momentami super rozwinięta, ale dla niego myślę, że bardzo rozwojowa. I przede wszystkim bardzo rozwojowa dla naszej relacji.

Fajne jest w tej książce to, że duży nacisk kładziesz na uważność, że jeżeli jest się z dzieckiem, to trzeba być z dzieckiem, a nie gdzieś zerkać na telefon, bo on jest takim najlepszym rozpraszaczem uwagi. Bo tu ktoś zadzwoni, tu trzeba odebrać i może warto, jak idziemy na spacer, zostawić telefon, jeśli ma nas korcić, żeby do niego zaglądać. Ta uważność bardzo fajnie przenika.

Jeśli mogę wtrącić, to jest szczególnie trudne, tak mi się wydaję, w przypadku osób, które żyją bardziej na Instagramie, czy na Facebooku, czy też mają jakieś swoje obowiązki. Nie ukrywam, że dla mnie działania marketingowe czy na Instagramie zajmują bardzo dużo czasu. Blogowanie, prowadzenie strony itd. To jest wszystko bardzo czasochłonne. Ja też mam takie momenty, że czasami spędzam cały dzień sam z Gutkiem, nie poszedł do przedszkola, jest weekend, czy cokolwiek i czasami ciężko jest tak totalnie odciąć się od tego telefonu, bo to jednak jest nasze drugie życie. Ta książka nakłania trochę do tego, że, szczególnie tych ludzi, którzy chodzą do pracy, czyli są na etacie, mają swoje obowiązki, że po powrocie do domu czas poświęcają dzieciom, a nie że znowu jest praca. O ile ktoś pracuje na etacie, to może mieć łatwiej się odciąć. Tak mi się przynajmniej wydaje, niż na przykład mniej się zajmować Instagramem. To musimy sami sobie wyłapać. Jest to wyzwanie.

Tutaj też zerkam na pytania, ponieważ chciałabym się Ciebie zapytać o taką rzecz: to jest książka skierowana do facetów i myślą przewodnią jest, że rodzina powinna być najważniejsza. Bardzo mocno to wybrzmiewa. I chciałabym się zapytać, dlaczego dla Ciebie jest tak ważne, żeby inne osoby to też dostrzegły?

Wiesz co, pewnie podłoży tego jest wiele. W sensie przed spotkaniem z Tobą zastanawiałem się nad tym, myślałem, co sprawiło i w którym momencie to się przełamało. Mój kolega z Danii, którego miałem okazję odwiedzić, powiedział mi, że to jest taki suwak. W sensie, że mamy pieniądze, biznes, pracę i rodzinę. I albo idziemy w stronę pieniędzy, pracy, biznesu, rozwoju, kariery itd., ale wtedy odsuwamy się tym suwakiem od rodziny i tego wszystkiego. Więc możemy się zbliżyć całkiem do rodziny, poświęcić 100% czasu, ale wtedy nie będziemy zarabiać pieniędzy, więc suwak musimy przesuwać w miarę naszych potrzeb i możliwości. Większość z nas nie jest niezależna finansowo, żeby totalnie odciąć się od biznesu i zająć się w 100% rodziną.

I u mnie, jeśli chodzi o mój dom rodzinny, to relacje nie były jakoś bardzo bliskie. Ale jak zacząłem się coraz bardziej zbliżać z moją Kasią, poznałem jej mamę, to było to dla mnie takie dziwne. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem, przyszedłem na spotkanie, które poniekąd było spotkaniem biznesowym. Jej mama chciała ze mną pogadać o jakichś tematach typowo zawodowych. No i przychodzę na spotkanie i nikt mi nie podaje ręki, nie mówi dzień dobry, tylko przychodzę na spotkanie, gdzie pani Danusia wtedy, a dzisiaj  moja teściowa, od razu na misia, ręce, uściski, „cześć”, tak dużo o tobie słyszałam. I później tak rozmowa była taką rozmową typowo przyjacielską, gdzie do dzisiaj wiem, że u niej na tym funkcjonuje wszystko. W sensie jest rodzina, która jest centrum wszystkiego, są świetne relacje, ludzie się kochają, rozumieją bardzo dużo, wszyscy o wszystkim rozmawiają, jak się kogoś opierdziela, to się opierdziela w otwarte oczy, to sprawia, że te relacje się przekładają wszędzie indziej. Jej biznes, czy działania zawodowe są praktycznie takie same. W sensie, że ta relacja przekłada się gdzieś dalej.

No i ponoć są takie trzy filary zdrowego życia, że musi się w życiu układać finansowo, w rodzinie i jeśli chodzi o związek to życie seksualne. To musi współgrać. Jeśli w tych trzech dziedzinach jest pełnia i zadowolenie to jest okej. Ale jeśli którejkolwiek będzie brakowało to będzie kanał. Czyli nie możemy mieć seksu i pieniędzy, ale nie mieć rodziny, bo to działa krótkoterminowo. I dlatego o te wszystkie trzy sfery trzeba dbać, bo to sprawia, że będziemy szczęśliwi. Jak poznałem Danutę i wszedłem w rodzinę mojej Kasi, to zauważyłem, że te relacje, bliskość to sprawia, że jeśli będziemy szczęśliwi, to te inne sfery też będą się zazębiać.

Chciałam zapytać o rodzinę. Rodzina się tworzy w momencie, kiedy bierze się ślub. Zakładamy gospodarstwo domowe, ale taka prawdziwa rewolucja tak naprawdę, tak mi się wydaję, zaczyna się, jak się pojawia dziecko. Już nie jest nas dwoje, tylko troje. I nie wiem, czy masz takie doświadczenie, ale wydaję mi się, że sporo kobiet ma coś takiego, że w początkowym momencie bardzo dużo zagarnia opieka nad dzieckiem. Jestem przekonana, że nieświadomie wypierają mężczyzn ze swojego terytorium. I napisałeś książkę do facetów i tu jest takie moje pytanie i czytelniczek: jak faceta zaangażować, albo jak wyłapać, że popełniłyśmy błąd. Mężczyzna jakoś się nie angażuje. Budzimy się któregoś dnia i okazuje się, że to my wstajemy w nocy do dziecka, karmimy, przewijamy. Kąpiel jest z reguły oddawana tacie, ale w większości obszarów to my działamy, a nie panowie.

Wydaję mi się, że takie zaangażowanie powinno być od samego początku, jak tylko się myśli o dziecku i temat dziecka się pojawia.

Ja byłem z moją Kasią na wszystkich wizytach u lekarza ginekologa, jak tylko się pojawiła komóreczka. Czy w pierwszej czy w drugiej ciąży. To było zawsze tak planowane, żebym był. I nie było czegoś takiego, że sobie raz nie pójdę. Bo raz nie pójdę, to pewnie drugi raz nie pójdę. Przy wszystkich zakupach byłem też włączany. Wiadomo, że były takie sprawy, w które nie chciałem się angażować, bo było mi wszystko jedno czy to jest w kropki czy w gwiazdki. I ona się momentami denerwowała, ale byłem w tym.

Od samego początku żyłem tym, że dziecko się urodzi. No mam kolegów, którzy mogą różne rzeczy zrobić, ale pieluszka broń Boże, bo ich mdli itd. Kurczę, no każdego w pewnym momencie zemdli, no bo to tak wygląda. Później dziecko zaczyna jeść różne rzeczy, więc kupki będą ewoluowały. I to się zmienia.

Mam też kolegę, który powiedział, że zarobi pieniądze, wszystko może kupić, załatwi gościa, który zmontuje łóżeczko, bo sam też nie będzie tego robił, ale on do dziecka się nie dotyka. Przynajmniej do 3-4 roku życia, kiedy będzie mógł z nim porozmawiać i zbudować relacji za pomocą rozmowy. Nie chcą.

Z czego to wynika? Wydaję mi się, że właśnie z braku wiedzy, że to może być wszystko wspaniałe, bo dla mnie każdy moment, kiedy zmieniam pieluszkę Olkowi, to jest moment, który z nim spędzam. Nie chodzi tylko o to, żeby go zawinąć, zamotać  itd., żeby to było z czapy, tylko to jest czas, który spędzam z nim. To są emocje, uśmiechamy się do siebie, próbujemy wywołać ten pierwszy uśmiech, więc tu jest już nawiązywanie więzi emocjonalnej. I o ile się zadba od samego początku, tak samo o etap ciąży, kiedy się trzyma brzuszek, to już jest nawiązywanie więzi. Tak jak powiedziałaś wcześniej, że trzeba zacząć od siebie. Ta komóreczka, ten człowieczek, który rośnie w brzuszku, może to odczuwać, ale to też jest nasza więź. W sensie my ją sobie budujemy od samego początku. Myślę, że takich sposobów jest wiele, ale przede wszystkim należy o tym rozmawiać i może wszystkim facetom przedstawiać, że jest taka możliwość.

A takim najważniejszym faktem w tym wszystkim jest to, że facet musi zrozumieć, że to jest naprawdę potrzebne. Jeśli nie zrobimy tego od samego początku, to zawsze będziemy ten moment odkładać. I tak samo jeśli chodzi o to rodzicielstwo, że też możemy je odkładać na jutro, a pewnie w przypadku wielu ojców, widzę to po swojej relacji z tatą, taka chwila nigdy nie nadeszła. Pytanie, czy tego chcemy dla siebie i dla naszych dzieci, czy to, żebyśmy mieli fajną więź, żeby ta więź z naszymi dziećmi była na zawsze, jest ważne.

Ja tak naprawdę widzę, że ja z moją rodziną żyję dobrze, poprawnie. W sensie, że się widujemy, odwiedzamy się, ale to jest takie bardzo płytkie. Nie ma takiej więzi typowo emocjonalnej, która by nas łączyła. A z kolei mieszkam tutaj z moimi teściami, widuję się z nimi codziennie i ta więź z nimi jest taka, że ja mogę z nimi o każdej porze dnia i nocy rozmawiać. Jeśli będę czuł taką potrzebę. I tak samo moja żona ze swoją siostrą, ta relacja jest bardzo bliska, ale ona się nie wzięła znikąd.

Z dziećmi jest jeszcze tak, że one rosną. I jak są nastolatkami to mają już swoje problemy i mi się wydaje, że to jest trudny moment dla rodzica, żeby się obudzić i nawiązać tą więź. Aczkolwiek mówisz, że nie ma terminu ważności, że zawsze można naprawić tą więź.

Tak mi się wydaję. Przede wszystkim trzeba chcieć.

Ja na przykład widzę to na przykładzie mojego taty. Jak napisałem tę książkę, to moja rodzina ją przeczytała. Moja mama, ciotki, a mój tata nie. Wiem, że zaczął, bo widzę, gdzie ma zakładkę, ale nie skończył. A fajnie by było poznać moją opinię na ten temat, co ja o tym wszystkim sądzę, czego się od niego nauczyłem, a czego nie, ale do tego nie dotarł.

Momentami tam są takie rzeczy, gdzie ja się w ogóle zastanawiałem, czy mogę o tym napisać, czy jego to za bardzo nie dotknie. Albo dotyczące mojej mamy. Wiedziałem, że jak ona to będzie czytała, to będzie wiedziała, że to jest o niej. Zastanawiałem się, czy w jakiś sposób jej to nie dotknie, czy nie będzie czuła do mnie żalu, że opisałem coś, co u nas w rodzinie nie zagrało, a w przypadku taty – co za różnica i tak tego nie przeczytał. Z jednej strony to jest smutne, z drugiej strony pokazuje to, że pewnie można to zmienić w każdym momencie, ale trzeba chcieć. On gdyby chciał, może zmienić naszą relację i przeczytać książkę.

 

Czy to nie jest tak, że można trochę urazić dumę drugiej osoby.

Na pewno. Pytanie, czy w przypadku rodziny i tych naszych relacji i tego, że mój tato ma jeszcze kawał życia przed sobą i ja mam kawał życia przed sobą, i dzieci, z którymi chciałbym, żeby tata miał jak najlepszy kontakt, ale nie możemy się od siebie odcinać. To jest relacja, która powinna być bez względu na finanse, na różne inne aspekty, które mogą wpływać na nasze życie.

 

 

To jest prawda. Chciałabym się jeszcze Ciebie zapytać, bo na końcu książki jest list, który pisze twoje dziecko do ciebie. I tu jest mocno, bardzo mnie poruszyło to, że piszesz nigdy nie jest za późno/za wcześnie, aby to, co nas łączyło z tą wyjątkowo… Chcę, żebyś był przy mnie, bardzo tego potrzebuję, uśmiechaj się do mnie, kochaj mnie całym swoim sercem… W każdym razie to jest piękne co tata może dać dziecku.

Chciałem, żeby to było takie podsumowanie. W sensie jej zamknięcie i to, że jak ktoś ją przeczytał wcześniej, to te różne rzeczy mogą się poukładać. A w tym liście chodziło o to, żeby uderzyć w kaganiec i dać impuls do zmian. No i wiele osób pisało mi o tym, że się rozpłakały itd. Nawet we mnie ta książka budzi takie emocje, nawet jak nie wracam do jakichś fragmentów, że mi łza poleci.

Tak samo moja mama, jak ją przeczytała pierwszy raz, dostała ją ode mnie, żeby poprawiła błędy, to mówiła, że kilka razy płakała i kilka razy się śmiała, bo to jest nasze życie.

I rzeczywiście ten list na końcu miał dać taki ładunek emocjonalny do zmian i to wszystko co tam jest napisane, jest prawdą. Uważam, że relacja matki z córką czy z synem jest wyjątkowa, bo wy, kobiety, rodzicie dzieci, przeżywacie to wszystko, więc już z automatu wasza więź teoretycznie powinna być większa. I łatwiej jest wam o nią zadbać, bo karmicie później piersią. My nie mamy takiego samego początku, o ile nie będziemy chcieli tego mieć. My też możemy mieć taką więź, tylko musimy chcieć o nią zadbać.

I rzeczywiście tak jest, że „kocham cię” to mogą być totalnie puste słowa. W sensie możemy klepać „kocham cię” przy każdym wyjściu z domu, ale ono może totalnie nic nie znaczyć. Albo możemy rzeczywiście kochać i nawet bez słów to okazywać. My akurat u nas w domu mówimy tego dużo, szczególnie do dzieci, codziennie mówię do Gutka: kocham cię, jesteś wspaniały, jesteś najwspanialszym chłopcem na świecie, mistrzem świata. To są takie rzeczy, które mój Gutek słyszy codziennie i fajne jest to, że ile razy widzę, że on się bawi, to jestem oczarowany, że on jest już taki duży, że rośnie i mówię: Guciu, kocham cię, a on podnosi głowę i mówi: tato, też cię kocham. I wiem, że on kocha i mówi to szczerze.

To też jest piękne to o rytuałach, które powinniśmy sobie wypracować na dzień dobry i na do widzenia. I ten list, o którym wcześniej wspomniałam, jest mocny, ale też jest mocny fragment, kiedy zachęcasz do ćwiczenia, żeby napisać swój nekrolog. I moment, kiedy podsumowujemy swoje życie.

To zadanie to jest takie zadanie, które możemy zrobić w każdym momencie naszego życia. W każdym momencie możemy podsumować i zobaczyć, czy to, co zrobiliśmy do tej pory, było tego warte. Bo często ludzie w wieku 30, 40 lat są cały czas w nagonce na pieniądze, biznes, wyścig szczurów, co sprawia, że straciliśmy już X lat i czasu, żeby czegoś się dorobić, żeby dzieci miały fajne ciuchy, dobre buty, wszystkie gadżety, zabawki, ale nie przeżyliśmy życia z nimi. I nie mamy tej relacji.

Możemy więc dzisiaj podsumować sobie życie. Gdyby inni ludzie napisali dzisiaj zdanie o mnie, to myślę, żeby napisali, że jestem świrem, że co chwilę łapię się nowych pomysłów, nowych zadań, szukam trochę siebie, ale też jestem osobą zaangażowaną we własną rodzinę, że jestem blisko z dziećmi, że napisałem książkę o tym. Ta rodzina byłaby na pewno dużą częścią opinii o mnie. I też mojej opinii na temat samego siebie.

To jest takie odwieczne pytanie: czy być, czy mieć? Bo albo jesteśmy, albo mamy.

Możemy też próbować to fajnie połączyć. Moim zdaniem nie warto zapominać o rodzinie.

I tutaj w swojej książce przywołujesz księdza Orzecha Stanisława Orzechowskiego i chciałabym Cię podpytać, co Cię urzekło w tej książce napisanej przez księdza.

Ksiądz Orzech to jest taka postać bardzo znana we Wrocławiu, a właściwie znana w całej Polsce na pewno. To jest ksiądz, który prowadził różnego rodzaju terapie rodzinne dla par, dla małżeństw i ma bardzo duże doświadczenie w tej kwestii. A mnie w samej kwestii urzekło przede wszystkim to, że pisze o różnych rzeczach typowo autorytetowych jeśli chodzi o ojca.

To też jest książka do rodzin, bardziej dla panów, ale też fajnie buduje kobiety. Kobiety powinny ją przeczytać, by nie zapomniały, że te role są ważne. Nie mówię, że ojciec jest ważniejszy, jeśli chodzi o autorytet, bo matka tak samo musi mieć ten autorytet, ale powinno się o nie dbać.

Jeśli zadbamy o to, żeby dziecko nauczyć wzajemnego szacunku dla rodziców, to dziecko będzie umiało szanować innych, ale też będzie miało szacunek wobec siebie.

Jest takie zdanie, które często powtarzam przy okazji różnych swoich wpisów, które usłyszałem od Agnieszki z Ciasteczko o Anglii, a ona usłyszała od Julii Rozumek, która to usłyszała od swojej babci, że wychowywać, to znaczy dawać dobry przykład. No i wracamy do tego, co powiedziałaś na początku, czyli musimy zacząć od sobie. Mieć w ogóle szacunek do siebie. Próbować go wymagać od innych względem nas i tak samo nauczyć tego naszych dzieci.

A w książce Orzecha jest dużo przykładów, które mówią, że jak ojciec coś powie, to powie i tyle. Na pewno książka warta przeczytania. Szczególnie na początku, żeby sobie obmyślić ten nasz plan na rodzicielstwo.

A jeszcze nawiążę do tego, co powiedziałaś wcześniej. Zapytałaś mnie, czy ja mam plan. To jest śmieszne, że potrafimy zaplanować swoje życie pod kątem kredytowym, pracy, kariery zawodowej, ale myślę, że bardzo duża część ludzi nie zastanawia się nad tym, jak chciałaby, żeby wyglądało nasze rodzicielstwo. W sensie jak ma wyglądać na początku tej drogi, w wieku nastoletnim i później dorosłym.

Wydaje mi się, że fajnie o tym pomyśleć, jak byśmy chcieli, żeby nasze rodzicielstwo wyglądało w wieku dorosłości naszych dzieci, bo już dzisiaj musimy zacząć nad tym pracować. I o ile tego nie przemyślimy, to możemy się obudzić z ręką w nocniku.

Jest taka filozofia, że dziecko jest nam dane na teraz, a potem puszczamy je w świat i dobrze by było, żeby tak było, a nie że 30-latek, 30-latka mieszka z rodzicami. Bo to nie o to chodzi, tylko o to, żeby szczęśliwego człowieka wypuścić w świat. Nie wiem do końca jak o to zapytać. Trochę się już to przewijało, że żyjemy w czasach, w których pieniądze trochę rządzą światem i jak zachęcić pana, który jest pracoholikiem, żeby się zaangażował w rodzinę. Czy masz jakąś złotą myśl?

To jest na pewno ciężki temat. O ile kobiety są do tego przymuszone, bo rodzicie, bo karmicie, ten początek jest wasz. Zdarzają się przykłady, nie potępiam, broń Boże! – każdy ma swój pomysł na życie. Czasem kobiety już po 3 miesiącach od porodu wracają do pracy, czy oddają niani i dbają o biznes i karierę. I czas dla dzieci raz znajdują, a raz nie. Mówię, nie oceniam tego, bo każdy ma swój pomysł na życie.

W przypadku ojców wygląda to tak samo, że każdy ma swój pomysł na to, czy uczestniczyć w życiu rodzinnym, czy rozwijać biznes. Nie chciałabym bardzo zachęcać do tego, czy sprzedawać złotej rady, co z robić żeby.

Na pewno potrzeba rzeczywiście rozmowy i w ogóle otwarcia się i możliwości na to, żeby taki mężczyzna poznał, że w jest taka opcja.

Podobno jesteśmy średnią wypadkową środowiska, w którym żyjemy, czyli jeśli żyjemy w środowisku, które jest zapracowane, które cały czas tyra po 15-20 godzin na dobę, wraca do domu tylko po to, żeby spać i pełnić rolę „bankomatu”, jak to opisuję w książce, to jak ktoś się tego naogląda i zobaczy, że fajnie jest pójść na bogaty lunch ze znajomymi i żyć w high society i że to jest życie, a rodzina jest tylko fajną ozdobą. To jeśli się obracamy w takim środowisku, to tak będziemy żyć.

Ale jeśli poznamy, że nasza relacja z dziećmi, rodziną itd. może być wspaniała i że ona może dać zupełnie inne korzyści, na innym poziomie emocjonalnym, to możemy to dostrzec i zobaczyć w tym korzyści również dla nas.

I po to powstała moja książka, żeby tym mężczyznom to pokazać, opisać, że relacja z dziećmi może być czymś wspaniałym. Taką moją myślą przewodnią, która staram się pielęgnować i pokazywać innym, jest to, że dla mnie rodzicielstwo to jest wspaniała przygoda.

I ile często jest tak, że no bo po co tak naprawdę zarabiamy pieniądze – zarabiamy je po to, żeby zaspokajać swoje potrzeby, żeby się rozwijać, spełniać swoje zachcianki, często podróżować. Może się jednak okazać, że będziemy podróżować po świecie, ale co – sami? Ja znam dużo takich ludzi, którzy mają dzieci, ale dzieci nie chcą z nimi jeździć na wakacje, no bo po co? Nigdy nie jeździli, dzisiaj maja 18-17 lat i już nie myślą o tym, żeby jeździć z rodzicami.

Ja mam lat 30, moja żona tak samo i my jeździmy z rodzicami na wakacje. W sensie z moimi teściami. Mamy świetną relację, świetnie się bawimy i przynajmniej dwa, trzy razy do roku jesteśmy wspólnie na wyjeździe. I jest cała rodzina i się świetnie bawimy, więc to jest możliwe.

Pracujemy, żeby zapewnić wszystko naszej rodzinie, przynajmniej nam się tak wydaje, że im wszystko zapewniamy, a później się okazuje, że tak naprawdę nie zapewniamy im niczego, poza tym co nie jest im potrzebne. Telefon lepszy, komputer, deskorolki to są gadżety, które są na chwilę, ale jakby to dziecko zapytać i porozmawiać z nimi szczerze, czego ono chce, czy deskorolkę, czy spędzić dzień z tatą czy z mamą, to się okazuje, że dzieci bardzo często mówią, że chciałyby spędzić dzień z mamą czy z tatą.

Nawet jakieś amerykańskie stowarzyszenie robiło takie badania, że rodzice i dzieci byli pytani o siebie wzajemnie. Rodziców pytano co dzieci chciałyby dostać, odpowiadali, że na przykład jakiś samochód. A później dzieci słuchały tych odpowiedzi i się okazywało, że chciały spędzić dzień z mamą. Pójść na obiad z mamą, na kolację. Możemy myśleć o tym, jak o czymś pięknym z jednej strony, a z drugiej to jest straszne, że tak się dzieje.  

 

Konsumpcjonizm. Chciałam jeszcze wrócić do książki. Twoja książka jest skierowana do facetów, ale piszesz, że fajnie, że jest mama i tata i że są na równi potraktowani i że powinniśmy działać jak drużyna, być wsparciem, a nie że jedna osoba jest bardziej zaangażowana.

Są takie rodziny, że kobiety same wychowują dzieci. Dużo pań się do mnie zwraca, ale też niektóre mi odmówiły. Wysłałem im książkę do recenzji, a one odmówiły, bo same wychowują dziecko i nie będą czytać książki dla panów. Rzeczywiście jest tak, że rodzina musi współgrać. Nie może być tak, że tylko mama wychowuje dzieci, bo później jak zaczyna brakować tego ojca, bo on jest w pracy, to będzie tego brakowało na innych płaszczyznach naszego życia. Albo dzieci nauczą się tego przekazując sobie z pokolenia na pokolenie taką informację, że u mnie w domu tatuś był po to, żeby zarabiać pieniądze, nie było go w domu, nie było z nim relacji i to jest okej, to w moim rodzinnym domu też tak będzie. To jest wracanie do podstaw.

Poruszyłeś temat samotnych mam. Przy rozstaniach dziecko jest trochę elementem szantażu i w polskich realiach najczęściej jest z mamą. I tu chciałabym prosić o taki apel, żeby swoje problemy oddzielić od dziecka i żeby dziecko miało szansę zbudować fajną relację ze swoim ojcem. Bo się przerywa małe nitki relacji utrudniając kontakt i później się okazuje, że dziecko nie ma relacji, nie chce tej relacji, a mogłaby się zadziać.

Ja chyba wspomniałem w książce delikatnie, teraz nie pamiętam, czy to zrobiłem czy nie, o znajomym z Krakowa, którego poznaliśmy na wyjeździe. Spaliśmy w jednej agroturystyce i przegadaliśmy trzy dni, też na tematy okołorodzicielskie. Z tego względu, że on był takim precedensem, jednym z pierwszych, który wygrał opiekę nad swoją córką. Co prawda już taką nastoletnią i oni robili wszystko razem. On robił fajne projekty o globalnym zasięgu, bo zdobywał nagrody w Stanach. I jego córka w tym wszystkim uczestniczyła. Prowadzą taki fajny portal, są jego pomysłodawcami, właścicielami portalu SlowRoad.pl. Polecają miejsca niszowe, gdzie można sobie pojechać odpocząć. Wymyślili sobie, że zrobią dziecięcą wersję dorosłej książki i czytali ją razem. I piszą ją na nowo, tylko dziecięcym językiem, z dziecięcym rozumowaniem. Czyli cały czas różne, fajne projekty, które sobie wdrażają i które sprawiają, że ich relacja nie jest nudna. I nie polega na tym, że on ją odbiera ze szkoły i z nią nie rozmawia. Tylko oni cały czas są razem.

Ja na dzisiaj nie zakładam i nigdy bym do tego nie dopuścił, żeby moje małżeństwo się rozpadło, ale jakby doszło do tego, że byłby jakiś rozłam i moja Kasia miałaby mi zabrać dzieci, to dla mnie nie ma takiej możliwości. Mówię o tym otwarcie. Jak ktoś do tego dopuszcza i pozwala później na ograniczenie dzieciom kontaktu i tłumaczy sobie jeszcze, że dzieci w ten sposób będą szczęśliwe. Nie, to jest bzdura. Chodzi o to, aby nasza relacja i relacja z mamą była pełna. Trzeba tak robić, żeby było dobrze i tyle.

Ja jestem facetem i ta książka jest tak napisana. Tłumaczę sobie, że jestem zerojedynkowy. Wiadomo, że może nie zawsze się tak da i nie zawsze jest tak, że coś jest czarne, albo białe. Ale staram się, żeby życie takie było. W sensie jak czegoś nie lubię, to tego nie robię. Jak coś mi się nie podoba, to staram się od tego odejść. I w książce stawiam na wartości, które uważam za słuszne i które uważam z niesłuszne. I nie mam półśrodków. Jeśli chodzi o nasze rodzicielstwo, warto na coś postawić i jeśli podejmiemy decyzję, że to jest dla nas ważne, to to robić i tyle.

To widziałem w książce. Były tam fragmenty, że musisz, musisz…

Starałem się zachować taki ton w tej książce, żeby nikomu niczego nie narzucać. W ogóle to były takie rzeczy, które moja żona usuwała. W sensie jak ją drugi raz przeczytała to w sześciu miejscach mi powiedziała, że ton jest za bardzo stanowczy i że ktoś to może źle odebrać. Nie chciałem, żeby ta książka cokolwiek komukolwiek narzucała, tylko żeby była takim manifestem, takim moim pomysłem.

I powiem szczerze, że myślałem, że ta książka będzie bardziej kontrowersyjna, w sensie, że będzie więcej negatywnych opinii, że gadam jakieś bzdury, że to jest ułuda, że w przypadku facetów to tak nie może działać, ale jestem szczęśliwy, bo tak się nie stało. Myślałem, że książka się nie spodoba dużo większej ilości osób, a efekt jest taki, że dostałem może pięć negatywnych opinii na tysiące sprzedanych książek, które do mnie dotarły.

Jak mamy tę książkę, to mamy autora i niektóre osoby się zastanawiały w jakim języku ja mam z Tobą rozmawiać. Więc skąd ten pseudonim?

To chyba wyszło od Tomka Tomczyka, czyli Jasona Hunta. Nie wiem, czy kojarzysz. To jest gość, który sprawuje trochę pieczę nad polską blogosferą. I ja zastanawiając się nad stroną internetową i blogiem dostałem radę od kolegi, żebym sobie kupił książkę Jasona Hunta. Kupiłem, przeczytałem, podobała mi się. Znalazłem dużo informacji, które do mnie trafiły i kopiąc dalej, szukając kolejnej książki, zobaczyłem, że Tomek Tomczyk nazwał się Jason Hunt. To jest pseudonim artystyczny. Pomyślałem, że fajne i że jak kiedyś będę pisał książkę, to stworzę sobie pseudonim.

Luis Timm to też jest śmieszna sprawa, bo mamy z żoną swój ulubiony serial „Suits”, „W garniturach”. I tam jest Luis Leed, bodajże, jednym z głównych bohaterów. Wiadomo, że nie mogło być to samo. Timm to jest z kolei słowo, słowotwór, który wywodzi się od „team”, drużyna. Byłem sportowcem, grałem w różnego rodzaju drużynach i wiedziałem, że współpraca i kooperacja jest czymś dla mnie ważnym. I tak powstał „timm”, inaczej te literki zostały poukładane.

I opisałem też to delikatnie w książce, że ludzie nadają sobie artystyczne pseudonimy, są aktorami, muzykami. I pomyślałem, że jeśli kiedyś mam sobie nadać pseudonim artystyczny, to jest właśnie ten moment. I tak powstała książka. I tak myślałem, że moje prywatne imię i nazwisko nie współgrałoby z planem, który mam na tę książkę. W tym momencie książka jest sprzedawana w Polsce, ale uważam, że jest na tyle uniwersalna, że będę szukał też rynku zagranicznego, a z kolei moje imię i nazwisko jest na tyle skomplikowane, że nie byliby w stanie tego przeczytać za granicą. Więc to uprościłem.

Rozumiem. Bardzo fajne. Polecam gorąco. Czy chciałbyś coś jeszcze powiedzieć od siebie?

Moim manifestem może powinno być to, że naprawdę życzę tego, żeby mężczyźni zobaczyli, czy mogli dojść do tego etapu, żeby chcieli poznać drogę wspaniałego rodzicielstwa. To może być sercem naszego życia. I jeśli ta sfera będzie się układała, będzie wspaniała, to też zyskuje się niesamowitą motywację do tego, by i inne sfery się rozrastały, tworzyły, miały solidne prawdziwe fundamenty. Rodzina może być sercem życia.

Życzę tego, żebyście do tego doszli i żeby mężczyźni, o których piszę, że jest z tym problem, bo są zapracowani, czy też nie poświęcają uwagi, czasu, bo wolą pojechać na gokarty, quady czy pić piwo z kolegami, to żeby jednak zauważyli, że czas, który ucieka, to nie da się go cofnąć. Jest czymś co jest dobrem nieodnawialnym. Czasami pewnie będą żałować na koniec życia, a my podsuwając tą książkę czy inne materiały, czy chociażby spotkania online, filmiki, jesteśmy w stanie sprawić, żeby to ich życie się zmieniło. I warto. W książce też traficie na fragment, który mówi, że są rzeczy, które warto, które się opłacają. Może w niektórych przypadkach bycie fajnym ojcem się nie opłaca. W sensie można zarobić więcej pieniędzy, ale nie być fajnym rodzicem, ale warto. Naprawdę warto być fajnym rodzicem.

Jeżeli macie jakieś pytania, to możecie szybko napisać. Jak mówiłeś podsumowanie, to przyszła mi myśl, kiedy mówiłeś o facetach, którzy przychodzą z pracy i wychodzą z domu, że może jest to też trochę wina kobiet, że bywa tak, że jesteśmy zbyt emocjonalne i za bardzo ekspresyjnie chcemy i może powinniśmy też trochę nad sobą popracować.

To też jest takie pytanie, które zadałaś wcześniej. I może nie do końca na nie odpowiedziałem. Pytałaś o to, że może kobiety za bardzo zagarniają tą całą sferę w przypadku małych dzieci i rzeczywiście tak jest.

My, faceci, jesteśmy mniej zgrabni, mniej delikatni. Moja żona by powiedziała, że ja źle dzieci ubieram. W sensie, że ja bym je najchętniej puścił w zimie z krótkim rękawkiem. I rzeczywiście tak jest. Ja czasami nie przewidzę tej pogody, widzę, że jest słońce i nie pomyślę o tym, że za pół godziny będzie padał deszcz i idę w krótkim rękawku, bez kurtki i parasola.

Moja żona jest tą częścią naszej rodziny, która spakuje wszystko do wózka i weźmie ze sobą, żebyśmy byli ubezpieczeni na każdą ewentualność. Ale to że jesteśmy inni, nie sprawia, że jesteśmy gorsi. Nie sprawia, że nie powinniśmy się potknąć, popełnić jakiegoś błędu. Im człowiek więcej błędów popełnia, tym szybciej się uczy.

I na pewno warto, żebyście wy, kobiety, nie zagarniały tej sfery, żebyście dopuszczały nas w jak największej ilości rzeczy. I na pewno będziecie miały też z tego wielkie korzyści. O ile na początku wszystko zabierzecie dla siebie, będziecie miały tę pełnię, to możecie to sprawić, że nam się w pewnym momencie odechce, albo się wręcz tego oduczymy. W sensie przyzwyczaimy się, że wy jesteście od wszystkiego. A tak nie powinno być.

Przychodzą takie momenty, że kobiety później, po paru miesiącach euforii jechania na adrenalinie, cieszą się tym, pomimo że śpią dwie godziny na dobę, że widzą uśmiech dziecka, ale po paru miesiącach przychodzi moment frustracji i jesteście zmęczone i macie pretensje do nas, że my nic nie robimy. W wielu przypadkach na pewno tak jest, ale w części trzeba poszukać skąd to wszystko wyniknęło. Na pewno warto nas we wszystko angażować od samego początku i jak oddacie nam kawałek tego tortu, to jestem przekonany, że później zjemy go razem.

Kobiety często przywiązują wagę do tego, że spodenki i koszulka nie tak są ubrane, a przecież fajnie, że facet w ogóle ubrał dziecko. I warto się też nauczyć pewne rzeczy odpuszczać. Że ja robię coś inaczej. Ojciec dziecka zrobi coś inaczej. Babcia zrobi inaczej. Ta różnorodność też jest fajna. Każdy z nas coś wnosi. Zobaczę, jakie są pytania. Gdzie można zakupić książkę?

www.prosterzeczy.eu – „Proste rzeczy” to jest tytuł książki.

Ktoś mówi, że piękne słowa. Zdecydowanie się zgadzam, że rodzina jest fundamentem naszego życia. Mężu, pomachaj mi. 🙂  To są proste rzeczy o rodzicielstwie.

Mam tutaj pytanie, czy ma pan wykształcenie psychologiczne, czy po prostu interesuje się pan tymi tematami?
Na początku naszej rozmowy z Kasią, Kasia zadała mi pytanie o książki, które ktoś poleca, które zna, to ja nie mam wykształcenia związanego z psychologią. Jak pisałem tę książkę, starałem się nie czytać innych książek, żeby się nie wzorować. Nie sprawdzać wiedzy innych i nie pisać czegoś na ich podstawie, tylko żeby opisać własne doświadczenia. I oprzeć się głównie na własnych doświadczeniach, na własnych emocjach i ta książka jest bardzo mocno emocjonalna, co jesteście w stanie przeczytać ze wstępu.

 

Ja Ci dziękuję ślicznie za rozmowę.

Bardzo mi miło, że mogłem tutaj być i również dziękuję.

 

Fotografie: Another Story

 

Podsumowanie

  • Luis Timm na podstawie swoich relacji napisał książkę o rodzicielstwie dla facetów, o tym, że warto budować wartościową relację z dziećmi od początku, gdyż później może być to trudne, a także:
  • By zastanowić się, co w życiu ma prawdziwą wartość.
  • Postarać się równoważyć dążenie do kariery i pieniędzy z czasem poświęcanym na rodzinę.
  • Przekonuje kobiety, by dały przestrzeń Ojcom na popełnianie błędów i budowę relacji jak najszybciej.
  • Zachęca ojców do bycia częścią życia dziecka, a więc także do zmieniania pieluszek 😉

Wybrane dla Ciebie

Brak komentarzy

Napisz komentarz

Zapraszam
na darmowy kurs!

Jestem położną i kurs stworzyłam z myślą o Tobie, przyszła mamo, żeby być Twoim przewodnikiem po narodzinach, karmieniu piersią i macierzyństwie.

Kasia Płaza-Piekarzewska — Położna

P.S. W każdej chwili możesz wypisać się z kursu.